DieRoten.pl
Reklama

Wywiad z Manuelem Neuerem

fot. dieroten.pl
Reklama

Manuel Neuer osiągnął wszystko, co można było w minionym roku osiągnąć. Klejnotem na jego koronie stał się ostatnio tytuł najlepszego bramkarza świata. W wywiadzie dla monachijskiej gazety Merkur opowiada między innymi o inspiracji bramkarzami w piłce ręcznej oraz celach, jakie stawia sobie na najbliższy czas.

Merkur: Panie Neuer, Müller po spotkaniu w Stuttgarcie opowiedział, że po takim dreszczowcu szaleją hormony. Jak więc wygląda Pańska gospodarka hormonalna?
(śmiech) Całkiem nieźle, tak samo jak wszystko. Już od dawna nie rozgrywaliśmy takiego spotkania. Z reguły było tak, że do 70 minuty wiedzieliśmy jak się skończy, mając we własnych rękach wynik. Już od dawna nie staraliśmy się tak długo o gola. Po takim meczu dłużej odczuwamy radość. Na pewno czuć to również po wywiadach. Z reguły wypowiedzi są rzeczowe, jednak tym razem górę bierze euforia.

Winę ponoszą hormony?
Tak, jest to możliwe, a już szczególnie u Thomasa Müllera. (śmiech)

Czy wnioskiem wyciągniętym po takim meczu może być to, że nawet przegrany z pozoru mecz można przemienić w wygrany?
Dało się poznać, że morale w drużynie są niezłe. Jesteśmy pewni swego i wiemy, że mamy odpowiednią jakość. Mecz dał dwa ważne wnioski: że nie tracimy wiary w siebie nawet w 93 minucie oraz że chcemy zawsze wygrywać. Teoretycznie moglibyśmy powiedzieć, że jeden, że jeden punkt wystarczy, jednak wynik 1:1 nie jest naszą ambicją! Mentalność naszej drużyny jest inna. Lubię to. Takie nastawienie mi imponuje.

Ważnym hasłem rundy wiosennej jest „walka o miejsce w składzie. Czy koledzy nie zazdroszczą Panu, że może Pan cała wrzawę oglądać bez obawy?
Nie, ani trochę. Na każdym treningu tak samo muszę udowadniać swoją wartość, ponieważ Tom Starke jest świetnym bramkarzem. Bardzo dobrze się dogadujemy. Doradzamy sobie wzajemnie. Jeśli słucha się opowieści, to dziesięć, czy piętnaście lat temu tak nie było…

… bo pierwsi bramkarze bali się dzielić z konkurentami wspólny pokój.

(uśmieszek) To są Pana słowa. Takie historie kiedyś krążyły, bo pracowano na niekorzyść konkurenta w bramce. Jesteśmy partnerami z Tomem. Nie powiem przecież podczas wspólnego treningu: „nie będę strzelał z głową, bo jeszcze przez to stanie się lepszy!” To byłoby zdradą wobec ducha drużyny.

Czy w drużynie nie boicie się zazdrości?
Mamy to w 100% opanowane. Nie ma mowy o zazdrości. Takie rzeczy znamy raczej ze zwykłej pracy , gdy ktoś mówi, ze kolega zarabia o 400 euro więcej. U nas nigdy nie grało to roli na boisku. Pracę wykonujemy dla nas samych, aby między innymi pewnego dnia dojść tam, gdzie jest ktoś inny – zarówno finansowo jak i sportowo.

Odsunięcie w stylu Mandzukica było czymś nowym. Czy Guardiola jest bardziej srogi bo w rundzie rewanżowej nikogo nie może zabraknąć, a szereg gwiazd chce grać w pierwszym składzie?
Nie, wszystko jest jak w rundzie jesiennej. Wiele od nas wymaga, a jego limit jeszcze nie został osiągnięty. Pracowaliśmy z nim już pół roku. Nauczył nas dodawać jeden do jednego, a zaczyna pokazywać mnożenie. Jeszcze nie trafiliśmy tam, gdzie chciałby nas widzieć.

Guardiola wiele zmienił na boisku – czy tyczy się to też Pana jako bramkarza?
Ogólnie rzecz biorąc wymaga gry w takiej, jaką ja sam preferuję. Bardziej uczestniczę w posiadaniu piłki. Już nie rozgrywamy tak wiele dalekich piłek. Piłkarze z pola mają jeszcze większe zaufanie w siebie samych, częściej pokazują się na boisku szukając okazji na dogranie. To zapewnia mi więcej możliwości spokojnego, dobrego rozegrania piłki. To mi pasuje.

Czy można więc powiedzieć, że broni Pan aktywnie jeszcze dalej od własnej bramki? Często widać, jak wybija Pan piłki głową. Czy nie prowadzi Pan po cichu statystyk z własnymi zagraniami głową?
(śmieje się) Na pewno nie po cichu!

Jak się ona prezentuje? Chyba nie przegrał Pan jeszcze pojedynku główkowego?
(zastanawia się) Nie wiem. Nigdy nie brałem udziału w prawdziwym pojedynku główkowym. Na pewno nie przeskoczyłem pod piłką…

Czy trenuje Pan zagrania głowa?
Tydzień temu rzeczywiście rozgrywałem z Hermanennem Gerlandem ćwiczenia główkowe na wahadle. On zawsze trenuje z młodymi z chłopakami z rezerw czy drużyny młodzików. Raz nawet udało mi się przebić piłkę wokół wahadła.

Co powiedział na to Gerland? Jako asystent trenera zawsze potrafił walnąć tekstem.
„Tiger” wie, że potrafię grać główką. Powiedział jednak, ze za jego kadencji najlepiej grającym głową piłkarzem był Klaus Fischer. Jeszcze mi trochę do niego brakuje.

Skoro tak często gra Pan oddalony od własnej bramki to można powiedzieć, że odkrywa Pan nową pozycję na boisku – taki bramkarz-libero.
Ach, tak na serio nie można tego powiedzieć. Gra nieco się zmieniła. Zawsze podobała mi się taka rola na boisku. Moim wzorem był Edwin van der Saar, który grał w ten sposób jeszcze za czasów, gdy taka postawa była nietypowa. Teraz gramy po prostu nowoczesną piłkę. Chcę być wsparciem i pomagać drużynie poprzez gotowość do odebrania podania również nogą. Dziś jest to nieodzowne.

Pana odkrywca Lothar Matuschak mówi, że stałby się Pan wielkim piłkarze ręczny siatkarzem bądź tenisistą. Czy naprawdę miał Pan ambicję, aby trenować te dyscypliny sportu?
Do 14 roku życia należałem do klubu tenisowego. Byłem nawet mistrzem okręgu, a biorąc pod uwagę obszar Zagłębia Ruhry nie było to wcale małym osiągnięciem. Jednak rezygnacja z tej dyscypliny była dobrym pomysłem.

Chętnie studiuje Pan grę bramkarzy w piłce ręcznej? Dlaczego?
Chodzi głownie o sytuacje podczas dośrodkowań, czy jeden z piłkarzy jest bezpośrednio przede mną. Wówczas trzeba stać maksymalnie szeroko. Zawsze interesowałem się sportami drużynowymi. Dobrze znam się tez kolegami z drużyny ręcznej – Silvio Heinevetter oraz Johannes Bitter.

Czy posunąłby się Pan na tyle daleko, aby radzić młodym bramkarzom ustawić się w bramce podczas meczu piłki ręcznej?
To byłoby interesujące. Sam zagadałem nawet z tą dwójką, czy nie moglibyśmy tak zrobić. Nie wiem jednak, czy nie byłoby to dla mnie niebezpieczne tak bez rękawiczek. Dlatego nie zdecydowałem się na to. Myślę jednak, ze tenis jest jeszcze bardziej pomocny, szczególnie z zachowaniach na polu karnym. Myślę o poruszaniu się w polu karnym i o dopasowaniu kroków. Kąty są podobne: czy piłka zmieści się, czy też nie gdy stoimy przy siatce? To pomaga w pojedynkach jeden na jeden.

Czy Rafael Nadal byłby dobrym bramkarzem?
Wszyscy tenisiści dobrze graj w piłkę. Oni są wysocy, szybcy i ruchliwi. Pytaniem jest jednak, czy obronili by strzał.

Dla Pana piłka nożna zawsze była sportem numer jeden. Czy ma Pan w dalszym ciągu piłkę, którą otrzymał Pan na drugie urodziny od rodziców?
Możliwe, że gdzieś tam w domu leży. Pamiętam, ze bardziej cieszyłem się z piłek, niż z właściwych zabawek.

Pierwszą koszulkę bramkarską musiał Pan kupić sam, bo Schalke nie dawało strojów dla bramkarzy. Ile z kieszonkowego musiał Pan na to przeznaczyć?
Ach tam, wówczas nie dostawałem kieszonkowego, bo trening rozpocząłem w wieku 4 lat. Przez długi czas sami musieliśmy kupować sobie stroje. Kiedyś było inaczej. Na boiskach był czerwony popiół, a czasem nawet czarny, który był jeszcze gorszy. Nie było to proste dla bramkarza. Zawsze kaleczyłem kolana. Ciuchy, które w domu prała mama, też były straszne.

Mimo to wiedział Pan, że zostanie Pan bramkarzem?
Tak. Początek gry w Schalke był czymś wyjątkowym, niepowtarzalnym. W szkole w Gelsenkirchen byłem niczym król. Inni grali w Buer czy czymś w tym stylu. Codziennie odczuwałem dumę grając dla Schalke. Nawet gdy było gorąco, gdy kłębił się kurz, a boisko było twarde jak kamień. Na betonie kłębiło się wówczas, a nie widząc niczego i tak rzucałeś się na piłkę. Było ciężko, ale właśnie takie coś kształtuje charakter. Jesteś silniejszy, nawet pod względem podatności na kontuzje.

Czy stracone bramki też były wówczas dla Pana osobista obrazą?
Mając cztery lata ryczałem po stracie gola. Zawsze myślałem, że strata bramki to moja wina. To było logiczne, bo byłem ostatnim graczem przed bramka. Nie znam w sumie żadnego bramkarza, który lubiłby tracić gole. Nawet napastnicy się wkurzają, gdy tracimy gole.

Jak radzi sobie Pan ze straconymi golami? Toni Schumacher miał worek bokserski.
Ja mam dwa, ale bez piasku w środku. Zamówiłem go sobie, ale nigdy nie korzystałem z niego. Zazwyczaj chłodnym okiem oglądam sytuacje w których tracę gola.

Podczas MŚ w RPA puścił Pan trzy gole, tak więc w Brazylii powinien Pan postawić sobie za cel co najwyżej dwie bramki. Prawda?
Nie stawiam sobie bramek za cel. Inaczej jest z samymi meczami. Zawsze staram się polepszać moją sytuację. W naszym przypadku poprawę oznacza awans do finału. Chcemy tam zagrać i wygrać. Wiemy, czego się po nas oczekuje, a świat wie na co nas stać.

W Bayernie ma Pan te szczęście, że traci Pan mało goli. Czy byłby w stanie powiedzieć Pan „Bayern na zawsze”?
Jeśli wszystko będzie jak teraz, to byłoby fajnie. Każdy kto gra w tej drużynie wie co jest w niej i w klubie szczególnego. Wielu uważa przecież, że jesteśmy najlepsza drużyną świata. Każdy, kto nie chciałby grać w najlepszej drużynie świata byłby dziwny. Na chwilę obecną mam wiele radości z gry. Wygrywanie nigdy się nie znudzi.

Gdyby podszedł do Pana Karl-Heinz Rummenigge z dziesięcioletnim kontraktem w ręce, to podpisałby go Pan?
Nie wiem (śmieje się). Mam umowę ważną jeszcze przez długi czas (przyp. red. – do 2016).

Sepp Maier, Jean-Marie Pfaff i Oliver Kahn ukształtowali w Bayernie pewną erę. Czy chce Pan osiągnąć podobny status?
Nie ma powodów, aby opuścić klub. Napawam się chwilą. Mamy w składzie wielu reprezentantów kraju. Grając wspólnie z nimi przez wiele lat, można w końcu ukształtować pewną erę w drużynie. Znamy to z lat siedemdziesiątych. Tak chciałbym zostać zapamiętanym.

Co później? Szefowie widzą w Panu osobę, która kiedyś mogłaby zająć ich miejsce.
Wiemy, że nadejdzie jutro. Pracuję ciągle nad sobą jako zawodnikiem, ale mam też otwarte oczy i uszy. Staram się uczyć również w innych obszarach w klubie i reprezentacji. Zawsze tak było. Nawet, gdy miałem 18 lat.

Jest Pan osobą otwartą na świat, interesuje się Pan obcymi kulturami. Jens Lehmann był przykładowo w Anglii. Czy Pan też sobie takie coś wyobraża?
Interesuję się światem. Przecież co dwa lata gram podczas turniejów w różnych zakątkach świata. Poznałem RPA, Polskę i Ukrainę. Cieszę się, ze pojadę do Brazylii. Z Bayernem byłem w Azji, a niedługo pojadę do Stanów. Interesują mnie ludzie, kraje i kultury. Jednak aby koniecznie tam żyć i grac? To się okaże.

Iker Casillas został pięć razy z rzędu najlepszym bramkarzem świata. Czy to Pański cel?
Na pewno jest to celem, ale nie priorytetem. Decydujący jest sukces drużyny. Zrezygnowałbym z odznaczenia indywidualnego. Jeśli ktoś mnie spyta: Puchar Niemiec, czy zwycięstwo indywidualne, to nawet bym się nie zastanawiał. Puchar Niemiec oczywiście!

W wice sezonie 2012 powiedział Pan: z pustymi rękoma łatwo jest czerpać. Jak jest więc z pełnymi?
Rozmawialiśmy wcześniej o tenisie: ciężko jest zostać numerem jeden. Żeby wygrać LM dwa, czy trzy razy z rzędu trzeba mieć szczęście. Ważna jest forma dnia. Przecież nie bawimy się jojo.

Matthias Sammer uważa, że Toni Kroos i Thomas Müller przykładowo są przedstawicielami pokolenia, które przejmie dziedzictwo po Lahmie i Schweinsteigerze. Jaka jest Pana rola?
Zacznijmy od innych: to są konkretne chłopaki. Wcześniej trafiali się piłkarze, którzy niekoniecznie mogli kierować drużyną, ale poprzez walkę jednak to czynili. Wiele się zmieniło w nowoczesnej piłce. Thomas i Toni rozwiną się właśnie w tym kierunku. Już teraz mają duże doświadczenie i są na najlepszej drodze by stać się liderami, tak samo jak ja. Wiele lat byłem kapitanem Schalke, a tu jestem w radzie zespołowej.

Czy opaska kapitana w Monachium jest dla Pana wyzwaniem?
Uważam, ze jest lepiej, jeśli tę rolę pełni piłkarz z pola. Nie odmówiłbym jednak, jeśli byłoby to wolą trenera bądź drużyny.

Wcześniej mówiono, że jest Pan zbyt grzeczny. Czy stał się Pan bardziej łobuzem?
Jeśli wchodzi się do drużyny jak ja, czyli będąc młodzikiem w Schlake, na początku zajmując miejsce trzeciego, a następnie drugiego bramkarza, to człowiek staje się powściągliwy. Mając 20 lat nie będziesz mówił 35 letniemu facetowi co ma robić. Byłem ostrożny. Dziś potrafię uderzyć w stół.

Czy w tym świetnym jak dotąd sezonie musiał Pan już walić w stół?
Podczas treningu podnoszę głos. To jest moim zadanie. Muszę instruować, dyrygować. Nie jest przypadkiem, że tak dobrze gramy z tyłu.

 

Źródło:
kornkage

Komentarze

Trwa wczytywanie komentarzy...