DieRoten.pl
REKLAMA

REKLAMA

#BundesRetro: Niezasłużone szczęście?

fot. J. Plenio / Pexels

Wiele ekspertów i kibiców innych drużyn bez problemu wskaże mecze, w których Bayern mimo problemów zdołał wygrać. I w tym momencie pojawia się kategoria „Dusel”…

Według niemieckich językoznawców wyraz „Dusel” spokrewniony jest ze czasownikiem „śnić”, a w dziewiętnastym wieku pełnił synonim wyrazu „szczęście”. Rodowodu tego znaczenia upatruje się w biblijnych księgach, zwłaszcza w Psalmie 127, w którym okazuje się, że wszelkie starania są daremne, jeżeli łaskawie nie spojrzy w ich kierunku Bóg. Ta sama istota udziela swojej łaski tym, których umiłowała, nawet jeśli oni niezbyt się starają: daje On i we śnie tym, których miłuje.    

REKLAMA

W czasach, gdy antysemityzm trawił całą Europę, termin ten jako obelga miał przylgnąć do ludności żydowskiej oraz Bayernu, który od początku istnienia uchodził za klub liberalny, tolerancyjny i mający w zarządzie przedstawicieli narodu semickiego. Nie ma jednak wystarczających dowodów, żeby upatrywać związku między tymi kwestiami.              

„Dusel” to niezasłużone szczęście, przytrafianie się czegoś dobrego, ale również niewytłumaczalne unikanie tego, co złe. Współcześnie można byłoby powiedzieć po prostu „fart”, oczywiście nieco spłycając pierwotny wydźwięk.                          

Przynajmniej od lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia slogan ten kojarzony jest z Bayernem. Uli Hesse twierdzi natomiast, że zaczęto go używać dopiero w latach dziewięćdziesiątych. Jak łatwo się domyślić, kibice rywali zaczęli uważać, że monachijczykom sprzyjało bezpodstawne szczęście, gdyż w ostatnich minutach potrafili doprowadzać do remisu lub strzelali gola na wagę zwycięstwa, często przy tym nie podejmując jakichś większych wysiłków. Ponadto „Bawarczycy” mogli podług tych teorii liczyć na przychylność sędziów i losu, który w rozgrywkach pucharowych przydzielał łatwiejszych przeciwników.       

Bayern–Dusel miał narodzić się w maju 1974 roku. Monachijczycy dotarli wówczas do finału Pucharu Europy Mistrzów Klubowych, choć praktycznie męczyli się w każdej rundzie: szwedzki Åtvidabergs przeszli po rzutach karnych, byli lepsi wyłącznie o jedną bramkę w starciu z Dynamem Drezno, przegrali z CSKA Sofia – aczkolwiek pierwsze spotkanie wysoko wygrali – zremisowali pierwszy mecz z budapesztańskim Újpestem. W decydujących meczach zmierzyli się z Atlético Madryt. W pierwszym z nich stracili gola w 114 minucie. Wydawało się, że Hiszpanie dopną swego, tym bardziej, że mieli w bramce Miguela Reinę, który nie stracił gola od 869 minut. Bayern wyrównał w ostatnich sekundach, gdy to obrońca Hans-Georg Schwarzenbeck strzelił w lewy dolny róg z około dwudziestu metrów. Gdyby nie to uderzenie, dwa dni później nie odbyłby się mecz rewanżowy. W nim „Die Roten” wbili pewnie cztery gole podopiecznym Juana Carlosa Lorenzo, nie tracąc przy tym żadnego. W opinii wielu niemiecka drużyna nie zasłużyła wówczas na remis i miała ogromne szczęście. Inni natomiast powtarzali, że Bayern gra do końca jak reprezentacja „Die Mannschaft”.  

REKLAMA

W sezonie 1973–1974 Bayern kilkukrotnie w ważnych spotkaniach ratował punkty lub wygrywał po zaciętym pojedynku. Przykładami są chociażby spotkania ze Stuttgartem (1:1), Werderem (2:2, 1:1), Schalke 04 (5:5) i Herthą (2:2) – każde z nich początkowo przegrywał, a w tym przedostatnim musiał odrabiać trzybramkową stratę, w ostatnim – dwa gole różnicy. Często na uzasadnienie „Dusel” przywołuje się także mecz z Borussią Mönchengladbach, wygrany ostatecznie przez piłkarzy Udo Lattka 4:3.     

Kolejnym przykładem niezasłużonego szczęścia rekordowych mistrzów ma być remis w spotkaniu przeciwko Hamburgerowi SV w październiku 1982 roku. Piłkarze z Bawarii przegrywali po trafieniach Jürgena Milewskiego i Horsta Hrubescha, ale zdołali doprowadzić do wyrównania za sprawą Paula Breitnera oraz Karla-Heinza Rummenigge. W ostatniej minucie meczu HSV otrzymało rzut karny. Niemalże nieomylny Manfred Kaltz uderzył słabo, a Jean-Marie Pfaff obronił, wprawiając monachijską publiczność w radość, rywali zaś w poczucie niesprawiedliwości.    

Szczęście sprzyjało Bayernowi również w kwestii zdobywania mistrzostwa Niemiec na ostatniej prostej. W sezonie 2000–2001 tytuł prawie trafił do Schalke 04. W przedostatniej kolejce „Czeladnicy” przegrali ze Stuttgartem. „Bawarczycy”, którzy mieli tyle samo punktów, zdołali wygrać z Kaiserslautern 2:1, mimo że przegrywali, a drugą bramkę strzelili w ostatniej minucie. W trzydziestej czwartej, decydującej serii gier zawodnicy z Gelsenkirchen pokonali SpVgg Unterhaching w stosunku 5:3. Zaczęli świętować, gdyż w Hamburgu gospodarze w 90 minucie strzelili gola Bayernowi. Wszystkie inne mecze się zakończyły. W czwartej minucie doliczonego czasu goście z Bawarii otrzymali rzut wolny. Stefan Effenberg lekko podał piłkę, Patrik Andersson strzelił prosto w lewy dolny róg bramki strzeżonej przez Mathiasa Schobera. Monachijczycy o punkt wyprzedzili Schalke, zostali mistrzami. W mediach i nie tylko powrócił temat niesprawiedliwego szczęścia…             

REKLAMA

Za przejaw „Dusel” przez niektórych uważany jest również niemiecki finał w ramach Ligi Mistrzów z sezonu 2012–2013, w którym na minutę przed końcem Arjen Robben po podaniu Francka Ribéry’ego i zatańczeniu w polu karnym ustalił wynik spotkania na 2:1. Temat podjęli również dziennikarze z Polski, zrozpaczeni z powodu porażki „polskiej” Borussii Dortmund. Na tyle, że zwycięskiemu Bayernowi przeznaczyli o wiele mniej miejsca w swoich tekstach niż przegranemu zespołowi…                       

Uli Hesse w swojej książce opisuje chociażby historię pojedynku z Werderem z jesieni 1985 roku. Można podawać wiele podobnych przykładów, jak ćwierćfinał w Pucharze UEFA w sezonie 2007–2008 przeciwko Getafe, gdy Luca Toni w dogrywce strzelił dwa gole i zapewnił Bayernowi awans do półfinału tych rozgrywek. Można pisać o ostatniej kolejce Bundesligi w sezonie 2022–2023, gdy Borussia Dortmund miała wszystko w swoich nogach i nawet w stolicy Bawarii najwięksi optymiści przestali wierzyć, że zmarnuje ona dogodną szansę. Gdyby jednak zagłębić się w historię innych lig i zespołów, dałoby się odnaleźć wiele analogicznych wydarzeń.       

Dla jednych „Dusel”, niezasłużone, krzywdzące pozostałych zrządzenie losu, czy presja nakładana na sędziów. Dla innych indywidualności lub niemiecka mentalność zwycięzców, gra do samego końca w myśl słów Wergiliusza: „Szczęście sprzyja odważnym”. Bez względu na nazewnictwo, okoliczności, czy subiektywną optykę, wątpliwe jest, żeby los był łaskawy tylko dla jednego klubu. My, jako kibice Bayernu, mamy nadzieję, że będzie on prezentował swoją zwycięską mentalność, godną Franza Beckenbauera, Gerda Müllera, czy Seppa Maiera, i wypełniał gablotę następnymi pucharami. A rozmowy o pomyślności czy fatum zostawmy innym. 

Źródło: Własne
Matilegolas

Komentarze

REKLAMA
Trwa wczytywanie komentarzy...