Mario Gomez wraca pamięcią do najważniejszych momentów swojej kariery. W ostatnim wywiadzie opowiadał o Ulim Hoenessie, Harrym Kane’ie i o tym, jak dojrzał na przestrzeni lat.
W gorące popołudnie w Monachium, tuż przed finałem Ligi Mistrzów, Mario Gomez spotkał się z dziennikarzem w jednej z barów w centrum miasta. Były napastnik Bayernu Monachium i obecny dyrektor techniczny Red Bull Soccer International, opowiadał o najważniejszych momentach swojej kariery.
Pierwszym tematem była oczywiście porażka z Chelsea w finale Ligi Mistrzów w 2012 roku, rozegranym na Allianz Arenie.
– To bolało. I to naprawdę bolało. Dzisiaj już to zaakceptowałem. Widocznie tak miało być. W tamtym momencie nikt tego nie potrzebuje, ale z dzisiejszej perspektywy ta dramatyczna porażka jeszcze bardziej nas zjednoczyła jako drużynę.
Rozmowa zeszła też na relacje z Ulim Hoenessem, który tamtej porażce otwarcie krytykował Gomeza.
– To było rozczarowanie, to jasne. To był mój najlepszy rok, ale wszędzie byliśmy tylko drudzy. Te wypowiedzi pomogły mi zrozumieć, co się wtedy działo i spojrzeć na to z dystansem.
– Nie myślisz wtedy, że nie jesteś wystarczająco dobry. Raczej mówisz o braku szczęścia. Dziś rozumiem, dlaczego sprowadzono Mario Mandzukicia. Bayern wiedział, jakie mam mocne i słabe strony.
Na koniec odniósł się do obecnego napastnika Bayernu, Harry’ego Kane’a.
– To jak porównywać jabłka z gruszkami. Harry sprawia, że jego koledzy z drużyny są lepsi. Tyle asyst, przedostatnich podań, jego inteligencja z piłką... Ja byłem inteligentny bez piłki, wiedziałem, gdzie ona się pojawi. To Franck, Arjen, czy Thomas sprawiali, że byłem lepszy. Harry jest inny i to on sprawia, że drużyna wygląda lepiej.
Komentarze