Powrót Jérôme’a Boatenga do Bayernu – nawet tylko w roli gościa na treningach – wywołał falę oburzenia wśród kibiców. Podczas meczu z Borussią fani wywiesili ostre transparenty, a władze klubu postanowiły odnieść się do sprawy i wyjaśnić powody decyzji.
Boateng znowu w Monachium – fani reagują protestem
Temat Jérôme’a Boatenga zdominował dyskusje przed klasykiem Bayernu z Borussią Dortmund. Były obrońca mistrzów Niemiec, który zdobył z klubem wiele trofeów, ma odbyć krótką hospitację przy Säbener Straße, obserwując zajęcia w roli stażysty przygotowującego się do pracy trenerskiej.
Jak ustalił BILD, Boateng otrzymał możliwość uczestniczenia w czterech jednostkach treningowych w ciągu tygodnia. Nie łączy go z monachijskim klubem żadne zobowiązanie.
Rzecznik Bayernu tłumaczył:
„Jérôme poprosił trenera o możliwość obserwowania kilku treningów. To nie jest zatrudnienie. Jeśli trener wyraził zgodę i znajdzie się czas, nie widzimy przeszkód.”
Petcja i transparenty – „Boateng, wynoś się!”
Pomysł obecności Boatenga w ośrodku treningowym Bayernu wywołał gwałtowne reakcje. W Internecie ruszyła petycja na portalu change.org zatytułowana:
„Powiedzmy stop mizoginicznej przemocy: Jérôme Boateng nie może wrócić do Bayernu”.
Podczas sobotniego meczu z Borussią Dortmund (2:1) protest przeniósł się na trybuny. W 47. minucie kibice z Südkurve rozwinęli zestaw transparentów z wymownymi hasłami:
„Kto daje miejsce sprawcy, ponosi odpowiedzialność. Boateng, wynoś się!”
„Nie ma miejsca dla ludzi bez charakteru w naszym klubie. Boateng, precz!”
„Żadnej sceny dla oprawców! Boateng, spier*j!”**
REKLAMA
Dla fanów Bayernu obecność byłego piłkarza, nawet tylko w roli obserwatora, to złamanie zasad etycznych, którymi klub od lat się szczyci.
Sprawa sądowa i zarzuty wobec Boatenga
Kontrowersje wokół Boatenga nie są przypadkowe. W 2024 roku został on uznany za winnego umyślnego uszkodzenia ciała swojej byłej partnerki, choć wyrok nie skutkował karą więzienia. W postępowaniu apelacyjnym sąd ograniczył wymiar kary do ostrzegawczego upomnienia, dlatego Boateng formalnie nie widnieje jako osoba karana.
To jednak nie przekonuje kibiców, którzy przypominają również wcześniejsze oskarżenia i medialne doniesienia o przemocy. Sytuacja, ich zdaniem, nie przystoi klubowi takiej rangi jak Bayern.
Dreesen: „To złożona sprawa, każdy zasługuje na drugą szansę”
Po meczu z Borussią głos w sprawie zabrał Jan-Christian Dreesen, prezes zarządu Bayernu:
„To złożona sprawa. Uważam, że każdemu człowiekowi należy się możliwość resocjalizacji. Warto też spojrzeć na cały wyrok, nie tylko jego nagłówki. Jeszcze raz powtarzam – nie ma żadnego stosunku pracy między nami a Jérôme’em. To były zawodnik, który wiele dał klubowi i teraz po prostu obserwuje treningi, jak to często robią przyszli trenerzy. To wszystko.”
Eberl: „Nie ma zatrudnienia, nie ma stanowiska. To tylko obserwacja”
Swoje stanowisko doprecyzował również dyrektor sportowy Max Eberl, tłumacząc, że cała sytuacja została zbyt mocno rozdmuchana:
„Temat jest zbyt duży jak na to, czym naprawdę jest. Jérôme zapytał Vincenta Kompany’ego – a oni się dobrze znają – czy może przez kilka dni poobserwować jego zajęcia i zobaczyć, jak wygląda praca trenera. Nie chodzi o żadne stanowisko, żadną funkcję, tylko o kilka dni obserwacji. Tyle.”
Eberl dodał:
„Nie widzimy w tym problemu. Nikt nie został zatrudniony. To wyłącznie krótkie praktyki – jakich w zawodzie trenerskim odbywa się wiele.”
Wciąż więcej pytań niż odpowiedzi
Władze Bayernu liczyły, że sprawa wyciszy się po weekendzie, ale reakcje fanów pokazały coś innego. Temat Boatenga przekształcił się w powracający problem wizerunkowy, który może kłaść się cieniem na spokojną dotąd jesień mistrza Niemiec.
Przy Säbener Straße mają jednak nadzieję, że staż Boatenga nie przerodzi się w długotrwały kryzys, a klubowi uda się pogodzić sportowy pragmatyzm z oczekiwaniami etycznymi kibiców.
Komentarze