DieRoten.pl
Reklama

Michał Trela: Kimmich poradzi sobie na prawej obronie

fot. Ł. Skwiot
Reklama

DieRoten.pl rusza z nowym cyklem artykułów! Każdej soboty w południe oczekujcie na kolejne wywiady z znanymi polskimi ekspertami, którzy na Bundeslidze znają się jak mało kto i chętnie podzielą się swoją wiedzą z Wami!

Drodzy użytkownicy naszego serwisu, serdecznie zapraszamy Was do przeczytania wywiadu z jednym z największych ekspertów niemieckiej piłki w Polsce, czyli Michałem Trelą, dziennikarzem „Przeglądu Sportowego”, Sportu, serwisu Bundesliga.onet.pl i – co najważniejsze – byłym współpracownikiem „Kickera”.

Tematem wywiadu będzie przede wszystkim młodzież Bayernu Monachium oraz zmiana pokoleniowa, która nieubłaganie zbliża się do zespołu ze stolicy Bawarii.

GS: W Bayernie mamy wielu młodych i perspektywicznych zawodników. Który z nich najbardziej przyciąga Twoją uwagę?

MT: Zdecydowanie Joshua Kimmich.

GS: Dlaczego akurat Kimmich? Co sprawiło, że wybór padł na niego?

MT: Imponuje mi, w jak ekspresowym tempie rozwija się jego kariera. Rok po roku – III liga, II liga, Bayern Monachium i na koniec debiutanckiego sezonu w najwyższej lidze – wyjazd na mistrzostwa Europy, na których grał w podstawowym składzie. Kimmich bardzo szybko przeskakuje kolejne szczeble, grając przecież często na różnych pozycjach, a najrzadziej na tej, na której czuje się najlepiej, czyli na środku pomocy. Sprawia wrażenie zawodnika bardzo inteligentnego. Nie ma ponadprzeciętnych warunków fizycznych, więc musi szukać innych atutów. Szybko się uczy. Mam wrażenie, że poradziłby sobie wszędzie. Od tego sezonu zaczął pokazywać, że potrafi jeszcze strzelać gole. To taki typowy produkt współczesnego niemieckiego szkolenia – inteligentny środkowy pomocnik, który w razie potrzeby da radę na każdej pozycji.

GS: W letnim okienku Bayern mimo młodego wieku sprowadził do swojego zespołu Renato Sanchesa za niebagatelną sumę 35 mln euro, zaś jeśli doliczymy potencjalne bonusy, to kwota może naprawdę przysporzyć o ból głowy. Jak myślisz, warto było?

MT: Nie wiem. W przypadku tak młodych zawodników to zawsze ryzyko. Nigdy nie wiadomo, jak potoczy się kariera. Bayern dobrze zrobił, że zakontraktował go jeszcze przed Euro 2016, bo po tym turnieju cena byłaby na pewno jeszcze wyższa. Inna sprawa, że mnie jeszcze niczym specjalnym do siebie nie przekonał. Nie będę udawał, że namiętnie śledzę ligę portugalską, bo tak nie jest. Nie wiem, jak radził sobie tam w Benfice. Widziałem go tylko w meczach europejskich pucharów i na mistrzostwach Europy, na których – choć został wybrany najlepszym młodym zawodnikiem turnieju – niczym nie rzucił mnie na kolana. Ot, utalentowany zawodnik, który właśnie zderza się z zawodową piłką. Okazuje się, że samym talentem nie tak łatwo się przebić. Trudno przewidzieć efekty tego zderzenia. Albo się pozbiera i rozbłyśnie, albo popadnie w przeciętność. Wszystko zależy od charakteru.

GS: Mimo tak wielkiego „hype’u” wraz z pojawieniem się piłkarza w Monachium, Renato otrzymuje niewiele szans od Carlo Ancelottiego. Czy takie powolne wprowadzanie do składu ma sens? Być może wypożyczenie byłoby lepszym rozwiązaniem czy też Włoch wie, co robi, i Portugalczyk po prostu jest za słaby na FCB?

MT: Carlo Ancelotti widział już wiele młodych talentów światowego futbolu. Skoro Sanchesowi daje mało minut, to znaczy, że na więcej obecnie nie zasługuje. O wypożyczeniu można by mówić, gdyby Portugalczyk notorycznie nie łapał się do osiemnastki meczowej. Skoro cały czas jest w szerokim kręgu zainteresowań, raz na jakiś czas wchodzi na boisko, to dla niego najlepiej byłoby zostać i walczyć o miejsce. Wyobrażam sobie, że treningi z Bayernem i nawet epizody w meczach to uniwersytet futbolu na najwyższym poziomie, lepszy niż regularne występy np. w Augsburgu czy Eintrachcie.

GS: Ancelotti wspominał, że nigdy w swojej karierze nie widział tak silnego pomocnika. Pochwał pod jego adresem nie szczędził również legendarny Lothar Matthaeus. Zgadzasz się z ich opiniami czy jednak takie „chuchanie” może na niego negatywnie wpłynąć?

MT: Znowu – wszystko zależy od charakteru. Dla jednego to będzie motywujące, dla innego demotywujące. Nie jestem w stanie stwierdzić, jak zareaguje na to Sanches. Powiem tylko, że do pochwał Ancelottiego przywiązywałbym się bardziej niż do tego, co mówi Matthaeus. Skoro Włoch nie widział tak silnego pomocnika, to pewnie ma rację. Ale siła to nie wszystko.

GS: Kolejny z wielkich talentów Bayernu – Kingsley Coman. W ostatniej kolejce rodak Francka Ribery’ego pokazał, na co go stać. Jak oceniłbyś jego dotychczasową karierę?

MT: Myślę, że ma wielki potencjał, który hamują kontuzje. Jak generalnie nie przepadam za skrzydłowymi – zawsze większym szacunkiem darzyłem środkowych pomocników – tak Comana bardzo cenię. Myślę, że może być piłkarzem wielkiego formatu, którego Bayern zapewnił sobie stosunkowo tanio. Jest jednak jeden warunek: zdrowie.

GS: Jak dobrze wiemy, Bayern ma jeszcze nieco czasu na podjęcie decyzji związanej z wykupem Comana z Juventusu. 21 mln euro to nie tak duża kwota jak na „Die Roten”. Choć władze bawarskiego klubu zapewniły zarząd „Juve”, że wykupią Francuza, to czy Twoim zdaniem warto? Jest sens i czy taki transfer „spłaci się” w niedalekiej przyszłości? W końcu Ribery i Robben nie są już pierwszej młodości…

MT: Tak, moim zdaniem warto. To jeden z najzdolniejszych skrzydłowych na świecie. Skoro tak, warto wydać na niego trochę pieniędzy i czekać aż dojdzie do pełni zdrowia i formy. Zwłaszcza, że Ribery i Robben młodsi już nie będą.

GS:Skupmy się teraz na nadziei niemieckiej piłki, czyli Kimmichu. Jak bardzo Pep Guardiola miał wpływ na Joshuę? Kilkukrotnie już mówiono, że Katalończyk to jego „futbolowy ojciec”. Zgadzasz się z tym twierdzeniem?

MT: Scena z marca 2016 roku w Dortmundzie bardzo utkwiła mi w pamięci. Dla mnie to była kwintesencja roli trenera i najlepsze podsumowanie osobowości Pepa Guardioli, który jednocześnie obsztorcował i pochwalił swojego zawodnika. To, jakie miny malowały się na twarzy Kimmicha, bardzo przypominało relację ojca z synem. Myślę, że za parę lat Kimmich będzie wspominał Guardiolę jako jednego z najważniejszych trenerów w karierze.

GS: Podczas Euro 2016 Kimmich udowodnił, że doskonale radzi sobie na prawej obronie, czym zraził do siebie cały piłkarski świat w Niemczech – w końcu Loew znalazł następcę Philippa Lahma. Czy w Bayernie będzie tak samo, kiedy kapitan „Die Roten” zawiesi buty na kołku wraz z końcem tego sezonu? Kimmich poradzi sobie na prawej obronie w układance Ancelottiego czy jednak konieczny jest transfer kogoś innego?

MT: Kimmich na pewno sobie poradzi, o czym wspomniałem wcześniej, i wydaje mi się naturalnym następcą Lahma – potrafiłby tak, jak kapitan Bayernu za czasów Guardioli grać na prawej obronie i środku pomocy jednocześnie. Ale to nie wyklucza transferu prawego obrońcy. Kimmich może się przydać na wielu pozycjach i czasem prawego obrońcy może brakować. Poza tym, w takim klubie, jak Bayern, trzeba mieć alternatywę.

GS: Nie tak dawno Uli Hoeness przyznał, że szkolenie młodzieży to największy problem Bayernu. Nie oszukujmy się – BVB, S04 czy chociażby TSG Hoffenheim wypadają pod tym względem o wiele lepiej. Zgadzasz się ze słowami prezydenta FCB? Czego Twoim zdaniem brakuje w obecnym systemie szkolenia?

MT: Oczywiście nie mam pojęcia, w czym tkwi problem Bayernu. To pewnie wiedzą nieliczni nawet w Niemczech. Ale niewątpliwie problem istnieje. Akademia przestała produkować wychowanków na poziom nie tylko Bayernu, ale też Bundesligi. Prawdopodobnie w pogoni za budowaniem globalnej marki w którymś momencie została trochę zaniedbana. Teraz trzeba to nadrobić.

GS: Ostatnim zawodnikiem, który przebił się do pierwszej drużyny, był David Alaba – miało to miejsce w 2011 roku. Czy ktoś z rezerw czy młodzieżowych zespołów FCB zasługuje na podobny awans i grę w pierwszej drużynie? Benko, Friedl, Tillman czy chociażby Dorsch… jest ich naprawdę wielu, jednak czy poradziliby sobie oni z presją i samą osobą Carlo Ancelottiego?

MT: Gdyby zasługiwali, byliby odważniej wprowadzani. Wymienieni przez Ciebie piłkarze to produkty akademii z czasów, gdy ta już miała problem. Trzeba będzie poczekać kilka lat, zanim wychowankowie znów zaczną się przebijać do Bayernu. Trzeba jednak pamiętać, że nawet jeśli akademia zacznie działać doskonale, będą się przebijać bardzo nieliczni. By grać w Bayernie, trzeba być na światowym poziomie. a nie da się rok w rok produkować świetnych piłkarzy, co pokazują akademie choćby Barcelony czy Ajaksu Amsterdam, które w pewnym momencie taśmowo wypuszczały gwiazdy futbolu, a później przestały.

GS: Podsumowując, powiedz nam, proszę, czy Bayern powinien stawiać na młodzież? W końcu sam Hoeness domaga się powrotu do korzeni i stawiania na niemieckich zawodników…

MT: Może to zabrzmi niepopularnie, ale moim zdaniem Bayern przede wszystkim powinien wygrywać. Są w łańcuchu pokarmowym kluby, które mają szkolić i drogo sprzedawać swoich wychowanków. Do takich zalicza się np. SC Freiburg. Są takie, które opierają się przede wszystkim na dobrym skautingu i zbieraniu perełek z innych rynków. To np. FSV Mainz. Są takie, które mają zbierać wyróżniających się zawodników słabszych klubów i oferować im szansę na kolejny krok w karierze. To m.in. Borussia Moenchengladbach. Bayern jest na końcu łańcucha. Istnieje po to, by zbierać najlepszych piłkarzy świata w jednym miejscu i zdobywać trofea. To główny cel jego działalności. Gdyby Freiburg zaczął nagle szarpać się i robić drogie transfery, skończyłoby się to katastrofą. a gdyby celem Bayernu nagle zaczęło być stawianie na wychowanków, też skończyłoby się to katastrofą. Moim zdaniem Bayern oczywiście powinien szkolić i starać się wprowadzać jak najwięcej młodych chłopaków do składu, bo to robi dobrze wizerunkowo, wpływa na tożsamość klubu i jest powszechnie doceniane, ale nie może tego robić kosztem wyników. Czyli to wychowankowie muszą się dostosować do poziomu pierwszej drużyny Bayernu, a nie pierwsza drużyna Bayernu do poziomu swoich wychowanków. Jeśli przez pięć lat nie pojawi się żaden wychowanek na poziomie uprawniającym go do gry w Bayernie, ten nie może go ciągnąć za uszy, tylko po to, by pokazać, że stawia na nich.

GS: Zbaczając z tematu przewodniego… Bundesliga od przyszłego sezonu trafia w ręce stacji Eleven. Twoim zdaniem to dobra zmiana dla kibiców tejże ligi w Polsce? Co możesz nam powiedzieć o tej stacji?

MT: Jeszcze za wcześnie, by powiedzieć, jaka to zmiana. Eurosport miał plusy i minusy. Oczywistymi zaletami były techniczne możliwości, jakie oferował – pięć meczów w każdej kolejce na żywo, a do tego cudowny wynalazek, jakim jest Eurosport Player. Wielkim minusem był moim zdaniem dobór ekspertów. Tylko po Radosławie Gilewiczu czułem, że traktuje widza poważnie i przygotowuje się do transmisji. U pozostałych byłych piłkarzy widziałem głównie traktowanie widza jak idioty, który pierwszy raz w życiu zobaczył mecz ligi niemieckiej. Mam nadzieję, że Eleven będzie pod tym względem lepsze i – tak jak zrobiło w przypadku innych lig – zatrudni do komentowania osoby, które naprawdę znają się na tej lidze i nią żyją, choć niekoniecznie grały w Schalke. Takich ludzi w Polsce nie brakuje. Zagadką pozostaje to, ile meczów Eleven zamierza pokazywać i czy stworzy coś na kształt Eurosport Playera. Bardzo bym sobie i wszystkim fanom Bundesligi tego życzył.

GS: Na koniec powiedz nam jeszcze proszę, jak oceniasz perspektywy Bayernu Monachium na przyszłość? Co zarząd klubu powinien jeszcze zrobić? Czy istnieje jakaś granica perfekcji? Czy ową granicę jest w stanie opanować Carlo Ancelotti?

MT: Przyszłość Bayernu Monachium jest oczywiście świetlana. Cała piłka nożna rozwija się zgodnie z tzw. efektem św. Mateusza: bogaci są coraz bogatsi, a biedni – w porównaniu z nimi – coraz biedniejsi. Bayern jest wśród tych bogatych, więc pewnie coraz rzadziej będzie się zdarzać, że nie wygra Bundesligi lub że nie awansuje do końcowych faz Ligi Mistrzów. Granica perfekcji, jeśli chodzi o rozgrywki ligowe, moim zdaniem została już osiągnięta za czasów Pepa Guardioli. Wątpię, by ktokolwiek kiedykolwiek był w stanie pobić rekordy punktowe ustanowione za jego czasów. Mówi się, że wygranie Bundesligi z Bayernem to oczywistość, ale sposób, w jaki Guardiola to robił, jest jednak nieoczywisty. Do Ancelottiego dopiero się przekonuję. Wiele zależy od tego, jak poradzi sobie w Lidze Mistrzów. Jak dla mnie, na razie jego Bayern jest po prostu gorszy od tego, co prezentował za czasów Guardioli – bardziej przewidywalny, bardziej opierający się na indywidualnych błyskach gwiazd. Jednocześnie jednak pamiętam sezon, w którym Ancelotti wygrał dziesiątą Ligę Mistrzów dla Realu Madryt. Przez cały poprzedzający ten rok sezon, mówiło się o wielkiej kampanii Jose Mourinho, mającej doprowadzić do upragnionej decimy. Dyskutowało się o stylu gry Realu, w debatach uczestniczył cały świat. Gdy się nie udało i Mourinho odszedł, wszystko tak ucichło – na ile może ucichnąć w kwestii Realu Madryt – że wszyscy jakby pogodzili się, że „Królewskich” czeka sezon przejściowy. Za Ancelottiego grali tak sobie – raz wygrali, raz zremisowali, raz ktoś błysnął, raz ktoś miał gorszy dzień. Nikt generalnie nie miał wrażenia, że ogląda najlepszą drużynę w Europie. a później doszło do decydujących faz Ligi Mistrzów, jeden, dwa dobre mecze w sezonie, trochę szczęścia i nagle okazało się, że Real zdobył upragnioną decimę. Dlatego jestem ostrożny w krytykowaniu Ancelottiego. Mecz z Arsenalem pokazał, że słusznie. Zęby czasem bolą od oglądania nudziarstw, które serwuje nam w tym sezonie ligowym Bayern, ale w decydujących momentach zespół będzie gotowy. Nie mam co do tego wątpliwości. Co nie oznacza, że na pewno wygra Ligę Mistrzów. Jak nas już nauczyły poprzednie lata, da się zaplanować awans do półfinału tych rozgrywek, ale zwycięstwa zaplanować się nie da. Futbol jest zbyt przypadkowy.

GS: Serdecznie dziękuję za poświęcony czas. Niezmiernie mi miło z tego powodu i w imieniu wszystkich użytkowników serwisu DieRoten.pl chciałbym podziękować za rozmowę oraz zaprosić w przyszłości na kolejne!

Z Michałem Trelą rozmawiał Gabriel Stach.

Poprzedni wywiad z Tomkiem Urbanem znajdziecie tutaj – temat przewodni Carlo Ancelotti i ocena jego pracy.

 

Źródło: Własne
GabrielStach

Komentarze

Trwa wczytywanie komentarzy...