Max Eberl zabrał głos w sprawie głośnych słów Uliego Hoenessa sprzed kilku tygodni, które były szeroko komentowane. Dziś dyrektor sportowy "Die Roten" zapewnia, że krytyka była mu potrzebna, a relacje w zarządzie uległy znacznej poprawie.
We wrześniu honorowy prezydent Bayernu, Uli Hoeness stwierdził, że Eberl bywa “całkiem wrażliwy”. Słowa te obiły się szerokim echem w niemieckich mediach, ale sam zainteresowany podchodzi do nich z dystansem.
— Kiedy stawia mi się wyzwania, to mnie motywuje zgodnie z hasłem: Okej, idę dalej swoją drogą i udowodnię, że jestem tutaj właściwym człowiekiem – powiedział 52-latek w wywiadzie dla “Sport Bild”.
— Sposób i emocjonalność, z jakimi Uli i ja chcemy żyć Bayernem i go bronić, są w moich oczach do siebie podobne – zauważył Eberl.
Wydaje się jednak, że ostatnio relacje między oboma Panami są co najmniej dobre. Podczas ostatniego walnego zgromadzenia nie zabrakło nawet żartów ze strony Hoenessa, który miał rzucić do Eberla: “Już jestem ciekawy, kiedy zostanie między nas wbity kolejny klin”.
Eberl podkreśla jednak, że wypracowanie obecnego modelu współpracy wymagało czasu i udziału wszystkich najważniejszych osób w klubie – Karla-Heinza Rummenigge, Jana-Christiana Dreesena oraz Herberta Hainera.
— To było częściowo “docieranie się” w ostatnich miesiącach, podczas których dochodziło też do dyskusji i różnic zdań. Zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie. Całość przyczyniła się jednak w dużej mierze do tego, że jesteśmy tu, gdzie jesteśmy dzisiaj – podsumował Eberl.
Na koniec dyrektor sportowy zapewnił, że mimo trudniejszych momentów, nigdy nie zwątpił w swoją misję w Monachium.
— Nigdy nie było momentu, w którym powiedziałbym: nie mam już na to ochoty.
Komentarze