DieRoten.pl
Reklama

„1000 ludzi mogło mi to odradzać” – wywiad z Borowskim

fot. J. Laskowski / G. Stach
Reklama

Tim Borowski sprężystymi krokami zbliża się do udzielenia wywiadu. Nie widać śladu kontuzji kolana, która przeszkadza mu obecnie w regularnym treningu. Może już biegać, a proces leczenia odbywa się poprawnie. Sam nie wie kiedy będzie w 100% gotowy do gry. Nie będzie to jednak długo trwało, mówi 28-latek, który latem zmienił Werder Brema na Bayern Monachium.

Panie Borowski, czy był Pan w ogóle zdziwiony kiedy zimą otrzymał ofertę z Bayernu?

Dlaczego miałbym być zdziwiony? Mój kontrakt się kończył, wszyscy o tym wiedzieli, a następnie sprawy potoczyły się według przysłowia „Kto pierwszy ten lepszy”. Potem byłem pod wrażeniem rozmów kontraktowych.

Ale przed trzema laty odmówił Pan Bayernowi, a przysłowie mówi, że „nic dwa razy się nie zdarza”.

Można to tak ująć. Nadszedł jednak czas nowych wyzwań i jestem zadowolony z transferu.

Po 12 latach spędzonych w Bremie, jak zareagowało Pańskie otoczenie na tą zmianę?

Naturalnie pojawiły się żarty, ale miałem dobre przeczucie. Nawet jeśli 1000 ludzi by mi to odradzało, nie postąpiłbym inaczej.

Przed 3 laty powiedział Pan, że jeszcze za mało udowodnił.

Zgadza się, co prawda dublet miałem już wtedy w kieszeni, ale myślę, ze przez ten czas dużo nauczyłem się jeśli chodzi o grę na międzynarodowej arenie, zarówno w klubie, jak i w reprezentacji narodowej. Zebrany przez ten czas bagaż doświadczeń to duża zaleta. I nie tylko dla mnie jest to nowy krok. Klub także jest w okresie, w którym zaszło wiele zmian. Chcę być częścią nowej ery.

Uli Hoeneß skomentował koniec zakończone rozmowy transferowe z Panem, że i tak nie jest Pan takim strategiem, który mógłby zastąpić Michaela Ballacka.

Nie wiem co tu jest do interpretowania. I nie chodzi tu także o porównania do Ballacka. Ja mam swoje zalety, które są znane. Dzięki nim jestem tutaj. Chcę je wykorzystać do przynoszenia sukcesów.

Po ME nigdzie Pan nie wyjechał. To niespotykane, że zamiast wylegiwać się w słońcu, Pan aklimatyzował się w Monachium. To znak, że chce Pan jak najszybciej się tu zadomowić?

Moja żona podczas ME sama organizowała przeprowadzkę. Potem rozmawialiśmy gdzie pojechać, aż wreszcie zostaliśmy w Niemczech. Monachium jest miastem z dużą jakością życia. Byliśmy 3 dni w Austrii. Potem wykorzystywaliśmy czas, żeby wszystko tu poznać. To podstawa, żeby czuć się jak w domu.

Ma Pan już swoje ulubione miejsca?

Kilka razy byliśmy w ogrodzie angielskim – fantastyczna sprawa. Swobodnie można w tym klimacie jeść wieczorami. To sprawia radość.

Pan jako człowiek z północy kraju nie miał problemów z Monachijczykami?

Nie jestem typowym północnym Niemcem i taki podział dla mnie nie istnieje.

W wieku 16 lat przeszedł Pan do Werderu, tam zaliczył wszystkie szczeble w rozwoju piłkarskim. Jak wielka była chęć spróbowania pozostania tam na zawsze?

To byłaby może najprostsza droga. Ale bezdyskusyjnie ciężko odrzucić ofertę Bayernu. I ważne jest aby wyjść z normalnego trybu. Jest wygodnie i pięknie urządzić sobie życie w jednym miejscu, mieć znajomych, ale istotny jest także dalszy rozwój. Nie tylko mój, mojej całej rodziny.

Nie myślał Pan też: Jeśli już odejść, to do wielkiego klubu?

Oczywiście, miałem taką myśl dlatego mogę uczynić wielki krok na przód. Te wyzwanie może dać mi jeszcze raz wielkiego kopa.

Gazety pisały: „Pierwszy Klinsianer!”…

…Klinsianer?

Tak Pana nazywano. Nie wiedział Pan o tym? Uchodzi Pan za ucznia Klinsmanna.

Nie znałem tego pojęcia. Trzeba jednak powiedzieć, że Klinsmann traktuje wszystkich jednakowo. Znam go od 2004 roku. Zaczął wtedy nową erę w DFB, a ja byłem przy tym. Dużo dzięki niemu się nauczyłem. Zagraliśmy wtedy fantastyczne MŚ, i mimo tego, ze nie zdobyliśmy pucharu to ważny jest rozwój, który miał wtedy miejsce. Bardzo dobrze współpracowaliśmy.

Jaką rolę chce Pan odegrać w Bayernie? Jako wzór stawia Pan sobie Stefana Effenberga i Franka Lamparda.

Widzę się jako „8-ka”, albo ofensywna „6-tka”. Lubię wychodzić z głębi pola i potem pokazywać swoje ofensywne atuty. Effenberg był wzorem, a Lampard przez lata mocno interpretował tą rolę. Mogę wymienić jeszcze kilku piłkarzy, których akcję oglądałem z wielkim zainteresowaniem – ale ja nazywam się Tim Borowski i chcę pokazywać swój własny styl.

Charakteryzuje się pana jako spokojnego, powściągliwego i pewnego siebie. Spokojne typy miały ciężko do tej pory w Monachium.

To raczej charakterystyka dotycząca prywatnego życia. W trakcie meczu jestem całkowicie inny. Jeśli coś mi nie pasuje, to otwieram wtedy buzię. Na boisku potrzebna jest inna mentalność.

Ma Pan nadzieję, że transfer popchnie Pana do pierwszej jedenastki narodowej?

Myślę, że to nie jest zależne. Na pewno poprawi to jakość mojej gry. Ale w DFB porzez transfer do wielkiego klubu nie podnosi się automatycznie wartości.

Nawet jeśli przechodzi się do FCB?

Naturalnie Bayern ma wiele do powiedzenia. To potężny klub. W rankingach znajduje się w pierwszej piątce pod względem obrotów na świecie. Dlatego też jest to krok na przód w mojej karierze.

To, ze cytuje Pan rankingi oznacza, że zajmował się Pan swoim nowym klubem, zgodnie z życzeniem Klinsmanna, który chce, żeby piłkarze poznali historię klubu.

Próbuję zapamiętywać wszystko co widzę, słyszę i czytam. To po prostu należy do identyfikacji.

Pana Credo brzmi: Zdrowo się odżywiać, sukces będzie nagrodzony czekoladą i colą. Co będzie jeśli zostanie Pan mistrzem?

Wtedy wipiję cały litr coli (śmiech), której wcale nie pijam, tzn w niepoliczalnych ilościach. To będzie prawdziwa nagroda.

Źródło: merkur-online.de

Źródło:

Komentarze

Trwa wczytywanie komentarzy...