DieRoten.pl
Reklama

Publicystyka: Globalizacja, ale nie w Bayernie?

fot.
Reklama

Czy ktoś potrafi wyobrazić sobie w obecnym sezonie wyjściowy skład Bayernu Monachium złożony z samych Niemców? To hipotetycznie możliwe, ale realnie Louis van Gaal nigdy nie odważałby się takiego składu delegować na mecz o punkty. Zakładając, że wszyscy zawodnicy byliby zdrowi podstawowa jedenastka mogłaby wyglądać tak: Hans-Jörg Butt - Andreas Görlitz, Holger Badstuber, Christian Lell, Philipp Lahm - Andreas Ottl - Alexander Baumjohann, Bastian Schweinsteiger - Thomas Müller - Mario Gomez, Miroslav Klose. A Bayern całkowicie zagraniczny? Gdyby rekordowy mistrz Niemiec posiadał w kadrze bramkarza-obcokrajowca to wtedy moglibyśmy obejrzeć grę następującej jedenastki: Zagraniczny bramkarz - Hamit Altintop, Martin Demichelis (Breno), Daniel Van Buyten, Edson Braafheid - Anatolij Tymoszczuk, Mark Van Bommel - Danijel Pranjic, Franck Ribéry - Ivica Olić, Arjen Robben (Luca Toni).

 

Chelsea Londyn, Energie Cottbus to kluby, których trenerzy, jako pierwsi delegowali do gry składy, w którym nie znalazł się żaden piłkarz narodowości odpowiednio brytyjskiej i niemieckiej. Obecnie rekordzistą pod tym względem jest Arsenal Londyn, który w pierwszej kadrze posiada jedynie trzech piłkarzy angielskich (pomijam Walijczyka Aaron’a Ramsey’a). Z trójki Jack Wilshere, Kieran Gibbs, Theo Walcott tylko ten ostatni może uchodzić za gracza podstawowego składu Kanonierów. Francuski menedżer Arsenalu Arsène Wenger ma natomiast do dyspozycji aż siedmiu swoich rodaków, którzy mają znacznie silniejszą pozycję niż trzej wspomniani Anglicy. Inny przykład to Inter Mediolan (nazwa zobowiązuje - Internazionale). Co prawda w szerokiej kadrze znajduje się 4 Włochów jednak żaden nie ma miejsca w podstawowej jedenastce prowadzonej przez José Mourinho. Wielu dziennikarzy sportowych przewiduje, iż Inter będzie pierwszą drużyną, w której w wyjściowym składzie nie znajdzie się żaden europejczyk.

 

W pięciu najsilniejszych ligach piłkarskich Europy rodowici gracze stanowią coraz mniejszy odsetek kadry poszczególnych zespołów. W sezonie 2008/2009 Ligi Mistrzów w półfinale oprócz FC Barcelony wystąpiły trzy kluby z Premier League. Mogłoby się wydawać, że gros piłkarzy grających w półfinale to Anglicy. Nic bardziej mylnego. W rewanżowych meczach decydujących o tym, kto wystąpili w finale Ligi Mistrzów w wyjściowym składzie zagrało 8 Anglików (Chelsea - John Terry, Ashley Cole, Frank Lampard, Arsenal - Gibbs, Walcott, Manchester United - Rio Ferdinand, Michael Carrick, Wayne Rooney). Z 33 miejsc w protokole meczowym stanowi to zaledwie 24%. Mocno generalizując, co czwarty grający piłkarz w najsilniejszych klubach angielskich to Anglik. Dużo lepiej wyglądał na tym tle skład Barcelony (5 Hiszpanów: Victor Valdés, Gerard Pique, Xavi, Sergi Busquets, Andrés Iniesta). Pokazuje to, że czołowe kluby Europy, które chcą się liczyć na arenie międzynarodowej tracą swój narodowy charakter.

 

Obecnie w najsilniejszych ligach w Europie nie ma ograniczeń dotyczących maksymalnej ilości piłkarzy zagranicznych występujących na boisku. Kłóciłoby się to z prawem Unii Europejskiej o swobodnym przepływie towarów i usług. Obowiązuje jedynie ograniczenie piłkarzy występujących na boisku spoza krajów Unii Europejskiej. Obecnie UE zrzesza 27 krajów, więc nie jest to żadne „zabezpieczenie jakości gry” europejskich reprezentacji. Na dodatek większość piłkarzy wywodzących się z poza Europy posiada już paszport kraju Unii Europejskiej. Piłkarze z Ameryki Południowej uzyskują obywatelstwo powołując się na swoich europejskich przodków, zgłaszają się z wnioskiem o paszport po minimalnym okresie zamieszkania w danym kraju (najczęściej to okres 5 lat) bądź dostają obywatelstwo trybem przyśpieszonym. W Polsce także doszło do kilku powołań do reprezentacji zagranicznych dzięki decyzją ówczesnych prezydentów RP.

 

Początek procesu, w którym o sile drużyn decydują zagraniczni piłkarze to prawo Bosmana pozwalające odejść piłkarzowi za darmo po wypełnieniu kontraktu. Prawo to zachwiało pozycją wielu klubów w Europie. Niestety były to zespoły, które nie mogły nawiązać do budżetów obecnie czołowych klubów. Wspomnę jedynie o nagłym upadku Ajaxu Amsterdam czy Crveny Zvezdy Belgrad.

 

W dzisiejszych czasach świat jest globalną wioską. Piłkarskie kluby robią się coraz bardziej monokulturowe nie tylko przez pryzmat zawodników, ale także kibiców. Kierownictwo klubu już dziś bardziej dba o zagraniczne rynki. Kibice z Chin, Japonii, Indii, Tajlandii, a nawet Afryki mogą przynieść bardzo duże wpływy do budżetu klubów. Najbardziej znane kluby piłkarskie posiadają fan-kluby na całym świecie. Dzięki Internetowi, telewizji, a nawet zagranicznym tournee odległość dla dzisiejszego kibica nie stanowi najmniejszego problemu.

 

W Bayernie osobą, która niewątpliwie wzbogaciła skład o graczy zagranicznych był Ottmar Hitzfeld. Pisał o tym między inny tygodnik Polityka po zdobyciu przez Bayern Pucharu Mistrzów w 2001 roku. Kiedy Hitzfeld obejmował zespół w 1999 roku w finale Ligi Mistrzów z Manchesterem United grał jeden obcokrajowiec – Ghanijczyk Samuel Osei Kuffour. Natomiast w finale w 2001 roku w finale z Valencią CF już siedmiu. Oprócz wspomnianego Kuffour’a: Szwed Patrik Andersson, Francuzi Willy Sagnol i Bixente Lizarazu, Anglik Owen Hargreaves, Bośniak Hasan Salihamidzić oraz Brazylijczyk Giovane Elber. Od tamtej pory kadrę Bayernu w co najmniej w połowie twarzą piłkarze zagraniczni.

 

Absolutnie nie głoszę żadnych nacjonalistycznych haseł, ani rasistowskich przekazów, które niestety nie są obce pseudo-kibicom piłkarskim w Europie. Zgadzam się jednak ze słowami Michael’a Laudrup’a, iż „najlepiej, gdy w zespołach hiszpańskich większość stanowią Hiszpanie, we włoskich – Włosi, a w angielskich – Anglicy. Wtedy zachowane zostają różnice w stylach gry, a przecież także one decydują o pięknie futbolu”. Osobiście chciałbym, aby wszedł w życie pomysł 6+5, czyli co najmniej 6 graczy narodowości kraju, w którym siedzibę ma klub natomiast reszta to obcokrajowcy. Niestety kilka klubów europejskich dziś miałoby duży kłopot, aby wprowadzić w życie wspomnianą formułę.

 

Moim zdaniem formuła 6+5 na pewno nie zmniejszyłaby poziomu rozgrywek poszczególnych lig europejskich. Dla Bayernu z pewnością byłaby korzystna. Przeciwnikiami takiego systemu zapewne są, paradoksalnie, kibice angielscy. Reprezentacja Albionu zawsze była silna, ale obecnie nie wystarczyło by reprezentantów Anglii, którzy zapewnili by udział czterem drużynom angielskim w półfinale Ligi Mistrzów. Nie protestowaliby na pewno kibice obecnego aktualnego triumfatora Ligi Mistrzów – FC Barcelony. W finale z Manchesterem United właśnie sześciu piłkarzy, którzy wybiegli na murawę posiada obywatelstwo hiszpańskie. Mało tego, pięciu z nich to Katalończycy. Jedynie Andrés Iniesta pochodzi z regionu Kastylia-La Mancha.

 

Obecnie w Bayernie subiektywnie znajduje się siedmiu piłkarzy niemieckich, którzy z powodzeniem mogliby grać w podstawowym składzie nie zmniejszając możliwości drużyny, ani nie skazując lepszych piłkarzy zagranicznych na przesiadywanie na ławce. Hans-Jörg Butt, Holger Badstuber, Philip Lahm, Bastian Schweinsteiger, Thomas Müller, Mario Gomez, Miroslav Klose to gracze, którzy zdrowi są zdolni do gry na bardzo wysokim europejskim poziomie natomiast Andreas Görlitz, Christian Lell, Andreas Ottl, Alexander Baumjohann prezentują poziom ligowy z perspektywą rozwoju.

 

Louis van Gaal wywołuję wśród kibiców Bayernu skrajne emocje jednak nie można mu wstanie zarzucić, iż nie stawia na młodych graczy. Dzięki niemu piłkarscy kibice usłyszeli o takich zawodnikach jak Thomas Müller i Holger Badstuber. Młodzi niemieccy piłkarze mają na razie ciche nadzieje iż selekcjoner reprezentacji Niemiec Joachim Löw powoła ich do szerokiego składu na Mistrzowa Świata, które odbędą się w RPA. Przed ich okryciem niemieccy piłkarze kandydujący do reprezentacji w składzie Bayernu zdecydowanie stanowili mniejszość.

 

Przez lata gracze Bayernu byli siłą reprezentacji Niemiec. Zaczynając od 1972 roku, czyli Mistrzostwa Europy i reprezentacji Niemiec, która była uważana za jedną z najlepszych w historii wymienię takie nazwiska jak: Sepp Maier, Franz Beckenbauer, Paul Breitner, Georg Schwarzenbeck, Uli Hoeneß, Gerd Müller. Cała szóstka grała w podstawowym składzie reprezentacji. Później w reprezentacji grało czasem mniej, czasem więcej piłkarzy Bayernu. Mistrzostwo Europy w 1980 roku mógł na przykład świętować wtedy tylko jeden Bawarczyk - Karl-Heinz Rummenigge, jednak wtedy niemieckie kluby były bardzo silne. Hamburger SV występował w finale Pucharu Mistrzów natomiast cztery, w tym Bayern w półfinale Pucharu UEFA. Na ostatnich Mistrzostwach Europy w 2008 roku czterech piłkarzy można było uznać za graczy podstawowego składu: Philipp Lahm, Bastian Schweinsteiger, Miroslav Klose, Lukas Podolski. Tego ostatniego nie ma już w Monachium, ale z VfB Sttutgart dzięki rekordowemu transferowi przyszedł inny wiodący niemiecki napastnik – Mario Gomez.

 

W perspektywie sprawowania przez Louis’a van Gaal’a stanowiska trenera Bayernu sytuacja niemieckich piłkarzy w Bayernie może się poprawić. Trener ten słynie z włączania młodych piłkarzy zaplecza do pierwszej kadry, a w niej gros stanowi niemiecka młodzież. Obecnie pod nadzorem Mehmet’a Scholl’a jest tylko pięciu obcokrajowców (wspomnę tu o polskim akcencie, reprezentancie austriackiej młodzieżówki Danielu Sikorskim). Jeżeli nie nastąpi żadna nagła zmiana decyzji kierownictwa klubu to kadrę w przyszłym sezonie wzmocni pomocnik Toni Kroos.

 

Nie jestem przeciwnikiem graczy zagranicznych w kadrze Bayernu. Jednak chciałbym, aby wnosili oni lepsza jakość do zespołu. Tacy gracze jak Martin Demichelis, Daniel Van Buyten, Mark Van Bommel, Franck Ribéry, Ivica Olić, Arjen Robben, Luca Toni na pewno nie przynoszą wstydu sympatykom Bayernu. Dekadę wstecz gracze zagraniczni stanowili uzupełnienie składu i to tworzyło właśnie magiczną otoczkę wokół tych zawodników, bo grali przecież najlepsi. Takimi „uzupełnieniami” były takie znakomitości jak: Duńczyk Johnny Hansen, Belg Jean-Marie Pfaff, Walijczyk Mark Hueges, Duńczyk Brian Laudrup, Francuz Jean-Pierre Papin, czy Bośniak Hasan Salihamidzić.

Nie jest możliwe, aby w dzisiejszym futbolu o najwyższe cele walczyły kluby, których piłkarze urodzili się kilkadziesiąt kilometrów od stadionu (przykład Celtiku Glasgow z 1967 roku), ale sukcesy graczy FC Barcelony (5 piłkarzy z Katalonii w składzie) dają szanse wyobraźni znów przenieść się w te romantyczne dla piłki nożnej czasy. W pierwszej kadrze Bayernu znajduje się aktualnie siedmiu piłkarzy urodzonych w Bawarii: Andreas Görlitz, Holger Badstuber, Christian Lell, Philipp Lahm, Andreas Ottl, Bastian Schweinsteiger, Thomas Müller. Czterech z nich gra w podstawowym składzie, co w porównaniu do ostatnich dziesięciu lat jest wręcz znakomitym wynikiem. Dla porównania w 1999 roku w składzie Bayernu grało tylko dwóch piłkarzy urodzonych w Bawarii (Markus Babbel, Lothar Matthäus).

 

Najlepiej byłoby, aby w kadrze Bayernu występowała równowaga między niemieckimi piłkarzami, a obcokrajowcami, którzy wnoszą do drużyny naprawdę wiele dobrego. Piłka nożna na pewno korzysta z wymieszania różnych sposobów myślenia, gry. Kibice najbogatszych klubów piłkarskich w Europie cieszą się na pewno z triumfów swoich drużyn, jednak ich radość byłaby dużo większa gdy mogliby się identyfikować z piłkarzami, którzy zdobywają te trofea. Podkreślam raz jeszcze, że chodzi mi o ten pozytywny, regionalny aspekt futbolu.

 

Autor: Batman

Źródło:
haj

Komentarze

Trwa wczytywanie komentarzy...