DieRoten.pl
Reklama

Bayern Monachium. Anatomia upadku

fot.
Reklama

Bayern Monachium zakończył swój niezbyt udany sezon w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów, przegrywając na Allianz Arenie 1:3 z ubiegłorocznym finalistą rozgrywek Liverpoolem.

Powodów kiepskiej dyspozycji piłkarzy Bayernu jest wiele. To nie jest tak, że monachijczycy przegrali środowy mecz z Liverpoolem, tylko dlatego, że byli zdecydowanie słabsi - problem tkwi znacznie głębiej. W tym sezonie Bawarczycy wielokrotnie gubili punkty, grali mocno przeciętnie i prezentowali się po prostu słabo, nawet na tle znacznie niżej notowanego rywala. Większość spotkań jakie zaprezentowali w Bundeslidze pozostawiało wiele do życzenia. Na palcach jednej ręki można policzyć ile występów w tym sezonie podopieczni Niko Kovaca zagrali na przyzwoitym poziomie. Tak naprawdę każdy kolejny mecz był tylko odkładaniem wyroku, który ostatecznie wykonali podopieczni Jurgena Kloppa. Ostatnie zwycięstwa Bayernu na krajowym podwórku tylko zasłoniły prawdziwy obraz aktualnej dyspozycji drużyny prowadzonej przez chorwackiego szkoleniowca. Wysoka wygrana z fatalnie spisującym się Wolfsburgiem tylko uświadomiła kibiców mistrza Niemiec, że nawet mocno przeciętny obrońca tytułu może dalej dominować w lidze. W tym klimacie Bawarczycy odnajdują się bardzo dobrze, ale niekoniecznie ich fani.

Bądź jednym z najlepszych klubów w Europie, miej znakomitego trenera, solidny i „zdrowy” budżet, a na dodatek doskonałą infrastrukturę sportową. Zmień szkoleniowca. Co wtedy? Odejście Pepa Guardioli jest jedną z tych rzeczy, która zapoczątkowała powolny spadek dominacji Bayernu Monachium na arenie europejskiej. Nawet kolejny powrót z emerytury w wykonaniu Juppa Heynckesa nie pozwolił na odrodzenie, a tylko odłożył w czasie spadek poziomu sportowego monachijskiego giganta. Bayern niejednokrotnie pokazywał, że jest w stanie wychodzić z największych kryzysów i wracać ze zdwojoną siłą. Tym razem szefostwo klubu ze stolicy Bawarii wyraźnie „przespało” właściwy moment na przebudowę podstawowej jedenastki. W Niemczech pojawił się nawet jeden z ojców sukcesu Realu Madryt w Lidze Mistrzów, Carlo Ancelotti. Pobyt Włocha niczego nie zmienił, a już nawet wtedy można było zaobserwować znacznie słabszą dyspozycję Bawarczyków i kłopoty z grą przeciwko silniejszemu rywalowi.

Patrząc z perspektywy czasu Bayernowi Guardioli brakowało szczęścia. Było kilka słabszych momentów, jak choćby solidny łomot od Realu prowadzonego Ancelottiego, ale nawet tego typu wyniki, kibice FCB byli w stanie wybaczyć. Po meczu z Liverpoolem ciężko cokolwiek napisać rozsądnego i doszukać się jakichkolwiek pozytywnych aspektów gry podopiecznych Kovaca. Jeszcze wyrównująca bramka gospodarzy na chwilę przywróciła nadzieje kibiców na Allianz Arenie. Na chwilę... Każdy kolejny gol dla „The Reds” był tylko obrazem bezradności Manuela Neuera i spółki. Podobnie jak końcowy obrazek Roberta Lewandowskiego, który chował twarz w czerwonej koszulce z herbem Bayernu. Dla krytyków Polaka, kolejna cegiełka do kolekcji i argumenty na rzecz jego kiepskiej formy w grze ze znacznie silniejszym rywalem niż Wolfsburg czy Augsburg. W końcu mówimy o najskuteczniejszym obcokrajowcu jednej z czołowych lig Europy. Tak to już jest. „Lewy” nie był w stanie samotnie wygrać meczu z dobrze funkcjonującą drużyną Kloppa. Liverpool prezentował się po prostu zdecydowanie lepiej od Bawarczyków. Tak grający Bayern, nie miał prawa pokonać ubiegłorocznego finalisty Pucharu Europy. Jeśli jeszcze w pierwszej połowie monachijczycy trzymali się na nogach, to w drugiej odsłonie zabrakło pomysłu na grę. Gospodarze po prostu nie mieli argumentów żeby przeciwstawić się angielskiej ekipie.

Ostatnie lata to całkowita dominacja Bayernu w Bundeslidze. Kolejne patery do kolekcji, „stary” skład bez większych wzmocnień z niezastąpionym duetem Franck Ribery i Arjen Robben. Choć ten sezon to już ostatni w wykonaniu „Robbery”, to ich zastępstwo powinno pojawić się znacznie wcześniej. Być może włodarze klubu Uli Hoeness i Karl-Heinz Rummenigge mieli nadzieje na to, że uda się przejść przez ten proces bezproblemowo. Niekoniecznie. Tak naprawdę brak wielkich transferów na miarę Ribery’ego czy Robbena widać w Monachium do dzisiaj. Pod koniec swojego pobytu na Allianz Arenie już nawet Guardiola miał problemy z momentami szwankującą jedenastką Bawarczyków. Drugim problem są kontuzje, które ciągnął się od kadencji Katalończyka i żaden z lekarzy nie potrafi zapanować nad coroczną plagą urazów w zespole „Dumy Bawarii”. Bayern od dłuższego czasu zmaga się z licznymi problemami, które po trochu odbijają się na dyspozycji podstawowej jedenastki. Jak nie ma piłkarza, który mógłby wziąć grę na siebie i w pojedynkę rozstrzygnąć losy spotkania, to brakuje kontuzjowanego skrzydłowego lub pierwszego bramkarza. Nawet główne postacie jak Neuer, Alcantara czy James kompletnie nie radzą sobie w decydujących momentach, nie wspominając już oczywiście o Lewandowskim.

***

Sezon 2010/11, to wtedy Bayern prowadzony przez Louisa van Gaala po raz ostatni pożegnał się z Ligą Mistrzów na etapie 1/8 finału. Teraz w 2019 roku zespół Niko Kovaca odpada na tym samym etapie, będąc wyraźnie słabszym od swojego rywala. Po takiej grze nikt nawet nie żałuje, że w dalszej fazie Champions League zabraknie mistrza Niemiec. Ponadto zabraknie jakiejkolwiek drużyny z Bundesligi. Co czeka Bayern Monachium? Po ostatnich wpadkach w europejskich pucharach za wiele się nie wydarzyło, jednak brak awansu choćby do ćwierćfinału, może zmienić optykę. Szefostwo musi się zastanowić czy dalej chce próbować nawiązać walkę z największymi, jak najmniejszym kosztem finansowym. Czy Niko Kovac to odpowiedni trener na miarę najbardziej utytułowanego klubu w Niemczech? I najważniejsze, czy w Monachium istnieje życie po „Robbery”? Odpowiedzi na te pytania kibice powinni poznać tego lata.

MB

Serdeczne podziękowania za świetny tekst dla Mateusza Brożyny! 

Źródło: Własne
GabrielStach

Komentarze

Trwa wczytywanie komentarzy...