DieRoten.pl
Reklama

Uli Hoeness - wytrawny gracz

fot.
Reklama

Jeśli doniesienia niemieckiej prasy sprzed kilku tygodni okażą się prawdziwe, to w listopadzie 2019 roku z klubu ze stolicy Bawarii odejdzie legendarny Uli Hoeness.

- Największy fan Bayernu Monachium - powiedział o Hoenessie jego przyjaciel i współautor sukcesów FCB, Karl-Heinz Rummenigge. Trudno się z nim nie zgodzić, bowiem ciężko znaleźć na piłkarskiej mapie świata, człowieka który całe swoje życie podporządkował jednemu klubowi. Wszystko wskazuje na to, że po 40 latach rządów 67-latek ustąpi ze stanowiska prezydenta bawarskiego giganta.

Dla jednych ulga, dla drugich zderzenie z rzeczywistością. W końcu i kiedyś ten dzień musiał nadejść, choć dla zdecydowanej większości Uli będzie ojcem największych sukcesów w historii Bayernu. To za jego kadencji monachijczycy świętowali zwycięstwa zarówno na arenie europejskiej jak i międzynarodowej. To w jego czasach pracy w Monachium zasmakowało 20 trenerów, w tym takie postacie jak Ottmar Hitzfeld, Jupp Heynckes, Louis van Gaal, Pep Guardiola czy Carlo Ancelotti. W tym samym okresie sprawdzono ponad 260 piłkarzy, którzy zakładali czerwony trykot. To za rządów Hoenessa Bayern rozdawał i dalej rozdaje karty na krajowym podwórku i wciąż nie widać zagrożenia na horyzoncie. Jeśli nawet Borussia Dortmund przez chwilę nawiązała kontakt z bawarskim rywalem, to w równie szybkim tempie, Bayern zostawiał w tyle resztę bundesligowej stawki. Hoeness jest najlepszą rzeczą jaka mogła przytrafić się Bayernowi, gdy ten rozrastał się, najpierw w Niemczech, a później na całym świecie. „Dzięki niemu Bayern jest w tym miejscu, w jakim jest. Dzięki jego wiedzy, zdolnościom piłkarskim, potem na szczeblu menadżera, a teraz gdy pełni funkcję prezydenta. Mamy szczęście, że jest z nami” - mówił o Hoenessie sam „Cesarz” Franz Beckenbauer, niekwestionowana legenda niemieckiej piłki i postać nierozerwalnie związana z monachijską drużyną.

Trudno sobie wyobrazić jak będzie wyglądał Bayern bez Hoenessa w roli prezydenta, ale pewnie nie będzie to rewolucyjna zmiana z perspektywy transferowej, która nagle spowoduje, że na Allianz Arenie będą się pojawiać nowe nazwiska za grube miliony. Dewizą 67-latka jest rozsądne gospodarowanie pieniędzmi, ale jednocześnie przemyślane ruchy transferowe, przy czym dla kibiców Bayernu czasami kompletnie niezrozumiałe. Gdy czołowa stawka europejskiej elity szturmuje rynek transferowy, monachijczycy niczym wyborny szachista, przygotowują spokojnie kolejny ruch. To charakterystyczny rys Bayernu Monachium pod rządami Uliego Hoenessa. Klub nigdy nie wydawał większych pieniędzy, a pierwszym przełomowym transferem był Hiszpan Javi Martinez, sprowadzony na prośbę trenera Juppa Heynckesa (wtedy rekordowe 40 mln). Dopiero sprowadzenie z Atletico Madryt Francuza Lucasa Hernandeza za sumę 80 milionów euro, pokazało, że jednak i Bayern stara się nawiązać do obowiązujących trendów, choć do czołówki wciąż za daleko (Neymar za 222 mln z Barcelony do PSG). Dopóki Hoeness prowadzi interesy klubu, wątpliwe jest by w Monachium pojawił się piłkarz, którego wartość przekroczy 100 czy 150 mln. Mimo braku ofensywy transferowej rodem z Manchesteru City, Paris Saint-Germain czy Realu Madryt, Bawarczycy regularnie goszczą na salonach Ligi Mistrzów, od kilku sezonów będąc w gronie faworytów do gry w wielkim finale. W poprzednich sezonach monachijczycy odpadali w fazie pucharowej, nie będąc w stanie uporać się hiszpańskimi, bądź angielskimi drużynami. Na trenerów, zespół czy zarząd spadała krytyka, między innymi za brak konkretnych ruchów na rynku transferowym. Hoeness zawsze dawał do zrozumienia, że Bayern to coś więcej niż klub, a jego drużyna nigdy nie będzie zachowywała się jak reszta europejskich zespołów. „Dla niego jego reputacja nie była ważna, tak jak w przypadku klubu. Zawsze był gotów walczyć o dobro Bayernu” - wspomina kolegę z boiska, inny legendarny piłkarz, Guenter Netzer.

Na przestrzeni ostatnich lat częściej media i kibice krytycznie patrzyli na poczynania zarządu „Dumy Bawarii”. Nawet do dzisiaj wypomina się Hoenessowi, że nie był w stanie zatrzymać Pepa Guardioli i pozwolić mu na dalszą przebudowę drużyny. Zostało już tylko pisanie historii rodem z science-fiction, w jakim miejscu byłby Bayernu, gdyby Hiszpan został w Monachium. Guardiola dobrze zdawał sobie sprawę, że Bayern to nie jest zwykły klub - to oczko w głowie Uliego. 67-latek nie był w stanie spełnić wszystkich życzeń byłego opiekuna Barcelony, związanych z pozyskaniem niektórych piłkarzy. Tutaj kolejny raz dała o sobie znać natura wyrafinowanego gracza, jaką charakteryzuje się Hoeness. Również i ta zmiana musiała przynieść korzyści i straty. Oszczędności nie zawsze idą w parze z sukcesami na arenie międzynarodowej. W lidze Bayern radzi sobie świetnie – siedem tytułów z rzędu – ale w Europie wciąż odbija się od ściany, mimo że wciąż dysponuje całkiem niezłym potencjałem, który wystarczy uzupełnić w newralgicznych punktach.

Kiedy nadejdzie ten moment, że Uli Hoeness oficjalnie zakończy swoją 40-letnią przygodę z Bayernem, zostawi po sobie jedno z najlepiej funkcjonujących przedsiębiorstw na całym globie. Zdrowy, budowany od podstaw klub z bogatą tradycją, starannie pielęgnowaną od pierwszych dni istnienia. Firmę, która przynosi rekordowe obroty. Markę, która stała się synonimem staranności, rzetelności, ale przede wszystkim symbolem zwycięstwa i dążenia do perfekcji. Hoeness dał się poznać jako wytrawny gracz, który działał z daleka od całego futbolowego splendoru. Wspólnie z Rummenigge sprawił, że przed monachijską publicznością grali/ją m.in. Franck Ribery, Arjen Robben, Manuel Neuer, Robert Lewandowski czy Mats Hummels. Znając Hoenessa, na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Mateusz Brożyna

Źródło: Własne
GabrielStach

Komentarze

Trwa wczytywanie komentarzy...