DieRoten.pl
Reklama

Tryplet 2013 czy 2020? Cz. I: Z piekła do nieba, czyli Bayern Heynckesa

fot.
Reklama

Maradona czy Pele? Messi czy Ronaldo? Małysz czy Stoch? W końcu sernik z rodzynkami czy bez? Do grona tych chyba nigdy nierozstrzygalnych jednoznacznie dylematów można dorzucić kolejny: bawarski tryplet Juppa Heynckesa z 2013 czy Hansiego Flicka z 2020?

Lojalnie ostrzegam, że krótko nie będzie, stąd też porównanie maszyn Heynckesa oraz Flicka rozbite zostało na cztery części. W pierwszych dwóch tekstach zajmiemy się analizą taktyczną (ale nie tylko) złotych drużyn z 2013 oraz 2020 roku, w trzeciej z kolei części porównaniem statystycznym poszczególnych zawodników, w ostatnim zaś tekście postaramy się dokonać podsumowania potrójnie mistrzowskich drużyn i trenerów (chociaż i tutaj znajdzie się jeszcze trochę statystyk), wydając na końcu nieprawomocny wyrok. Zapraszam do lektury!

Eklektyzm taktyczny, broniący Robben i nieco przypadku

Na początek udajmy się w sentymentalną podróż w czasie i spójrzmy na taki Bayern Juppa Heynckesa, a zwłaszcza na jego taktyczną odsłonę. 1 lipca 2011 r. "Don Jupp" został trenerem Bayernu. Podczas swojej trzeciej bawarskiej kadencji Don Jupp nie przeprowadził rewolucji ani personalnej, ani taktycznej. Na tym pierwszym polu starał się sukcesywnie rozwijać drużynę poprzez wymianę najsłabszych elementów, z kolei na polu taktycznym przede wszystkim kontynuował myśl Louisa van Gaala. W latach 2009-11 Holender przestawił Bayern na zdecydowanie bardziej dominujący styl gry, realizowany zasadniczo w formacjach 4-2-3-1 i 4-4-2. W pierwszym sezonie pracy van Gaala przyniosło to niemalże perfekcyjny rezultat, dając mistrzostwo i puchar Niemiec, a także finał Ligi Mistrzów. Kolejny sezon okazał się jednak ogromnym rozczarowaniem i Holender przestał być trenerem Bayernu jeszcze przed jego zakończeniem. Pomimo że Jupp Heynckes zasadniczo podążał drogą wytyczoną przez van Gaala, to wprowadził trzy istotne korekty kursu, które wyniosły drużynę na jeszcze wyższy poziom.

Po pierwsze, wdrożył większą elastyczność taktyczną; w zależności od okoliczności boiskowych Bayern był drużyną proaktywną lub reaktywną. Po drugie, stopniowo wymieniał najsłabsze ogniwa. Dla Holendra najważniejsze były nie personalia, ale system oraz to, żeby dany zawodnik pasował do tegoż systemu. I chociaż tacy zawodnicy jak Edson Braafheid czy Danijel Pranjic wywarli pewien pozytywny wpływ na grę Bayernu, to na dłuższą metę drużyna klasy "Die Roten" stanowiła dla nich za wysokie progi. Podobnie można powiedzieć o podstawie bloku defensywnego w osobach Hansa Joerga-Butta, Martina Demichelisa, Daniela van Buytena oraz Marka van Bommela, których miejsce stopniowo zajęli Manuel Neuer, Jerome Boateng, Dante oraz Javi Martinez (chociaż część tych zmian była niezależna od Don Juppa - nastąpiła przed lub razem z jego przyjściem). Trzecim czynnikiem, różniącym Heynckesa od van Gaala, były relacje z szatnią, które pod wodzą Niemca uległy znacznej poprawie (czym zajmiemy się nieco później).

Wróćmy jednak do samej taktyki. Być może wpadam w pewnego rodzaju błąd poznawczy, ale odnoszę wrażenie, że wśród ekspertów oraz "ekspertów" nieco dewaluuje się umiejętności taktyczne Juppa Heynckesa, w szczególności poprzez zestawienie go z van Gaalem czy Pepem Guardiolą. Przedstawia się Niemca jako starszego jowialnego pana, który nieco przestawił tryby maszyny oraz ją naoliwił, po czym usunął się w cień, skupiając się przede wszystkim na utrzymaniu atmosfery w szatni. Pozornie taki obraz może wydawać się prawdziwy, bowiem w sezonie 2012/13 Bayern wszystkie mecze rozegrał w ustawieniu 4-2-3-1 albo w niemalże bliźniaczym 4-4-2. Diabeł tkwi jednakże w szczegółach. Jednolita formacja 4-2-3-1 w zależności od aktualnych potrzeb ulegała przemianie w  4-4-2, 4-3-3, 4-1-4-1, 4-1-3-2 czy 4-2-4-0, sami zaś gracze nie byli sztywno przywiązani do swoich pozycji boiskowych; w szczególności dotyczy to Kroosa, Muellera, Mandzukica, Schweinsteigera oraz Martineza, których rola polegała również na inteligentnym wypełnianiu zwolnionej przestrzeni zarówno w ataku, jak i obronie. To, co czyniło system Heynckesa tak wyjątkowym, to sposób, w jaki zespół bronił. Jeśli przeciwnik próbował wbiegnąć na flankę, to musiał stanąć do walki z bocznym obrońcą i skrzydłowym, a często również ze środkowym pomocnikiem czy nawet napastnikiem. Jeśli z kolei spróbował przeprowadzić akcję przez środek, to cała drużyna Bayernu napadała na niego, by odzyskać piłkę.

Nie mniej imponująco Bayern wyglądał w ataku, posługując się całym wachlarzem umiejętności ofensywnych: zarówno cierpliwie budując atak pozycyjny, jak i przeprowadzając dynamiczne kontrataki; grając skrzydłami oraz przez środek. W tym właśnie zawiera się taktyczna istota maszyny Don Juppa: mimo że przeciwnicy doskonale wiedzieli, w jakiej formacji zagra przeciwko nim "Die Roten", to nie mogli przebić się przez bawarskie zasieki obronne oraz byli bezradni wobec zróżnicowanego arsenału ofensywnego Bayernu. Po tym, jak Bayern Heynckesa rozbił w dwumeczu Barcelonę 7-0, pojawiły się głosy, że tiki-taka została ostatecznie pogrzebana przez jej taktyczną antytezę - futbol bezpośredni (chociaż trzeba pamiętać, że sama tiki-taka w swoim najlepszym wydaniu nie oznaczała podawania dla samego podawania, ale sama była w znacznym stopniu bezpośrednia poprzez intensywny pressing). W rzeczywistości jednak Don Jupp czerpał i z katalońskiej koncepcji, dodając ją do swojego bogatego repertuaru, o czym świadczy to, że w latach 2011-2013 w pięciu najlepszych ligach Europy tylko FC Barcelona miała wyższe posiadanie piłki. Jednocześnie Heynckes nie fetyszyzował posiadania piłki, rezygnując z niej wtedy, gdy wymagała tego sytuacja - przykładowo w Lidze Mistrzów 2012/13 Bayern był dopiero na 8. miejscu pod względem posiadania piłki, zaraz za... Schalke, a w półfinałowym dwumeczu z Barceloną posiadanie Bawarczyków wynosiło odpowiednio 37% w pierwszym meczu oraz 43% w rewanżu. Ówczesny Bayern stanowił właśnie dlatego taką tajemnicę dla rywali, bowiem w zależności od okoliczności sięgał po metody ataku pozycyjnego Cruyffa oraz Guardioli, pressing Sacchiego, gegenpressing Kloppa, a także pragmatyzm Mourinho.

Uczciwie trzeba również przyznać, że Heynckesowi sprzyjało w sezonie 2012/13 także szczęście, chociaż lepiej napisać - szczęście w nieszczęściu. Myśląc o układzie formacji ofensywnej z tamtego sezonu, zapewne większość kibiców widzi w pierwszym składzie Mandzukica na szpicy, Thomasa Muellera na pozycji Thomasa Muellera, a także Robbery na skrzydłach. W rzeczywistości jednak preferowanym przez Don Juppa ustawieniem przez większość sezonu było takie, w którym centralną pozycję w pomocy zajmuje Toni Kroos, po jego prawej stronie Thomas Mueller, a Arjen Robben na ławce rezerwowych (bądź w pobliżu innego Muellera - klubowego lekarza Muellera-Wohlfahrta). Kontuzja, której doznał Kroos w pierwszym meczu ćwierćfinałowym LM z Juventusem, ograniczyła nieco możliwości personalne Heynckesa, ale z drugiej strony zmusiła go do skorzystania w szerokim zakresie z usług Robbena oraz do przesunięcia Muellera bliżej środka, co przyczyniło się do zdynamizowania gry, zwłaszcza na skrzydłach, z jednoczesnym zachowaniem jakości gry środka pola. Być może ta summa summarum szczęśliwa dla Robbena okoliczność, połączona z pragnieniem odkupienia win za 2012 roku, sprawiła, że w kwietniu oraz maju 2012 r. widzieliśmy sportową kometę Halleya - Robbena nieomal altruistę, który dodatkowo przykłada się do defensywy w równym stopniu, co do ofensywy.  Może jednak to nie było szczęście, a po prostu los zrewanżował się Don Juppowi za ogromnie pechową porażkę z Chelsea w roku poprzednim.

Po dokonaniu krótkiej charakterystyki taktycznej Bayernu z sezonu 2012/13 możemy już zestawić Heynckesa z van Gaalem oraz Guardiolą, czyli z trenerami  rzekomo górującymi taktycznie nad Don Juppem. Wspólnym mianownikiem łączącym Bayern z lat 2009-11, 2011-13 oraz 2013-16 jest bardzo wysokie posiadanie piłki, przy czym jedynie Heynckes potrafił zrezygnować z niego wtedy, kiedy okazało się to niezbędne, a więc np. w dwumeczu z Barceloną (być może Bayern wyszedłby z tego pojedynku zwycięsko nawet wówczas, gdyby zdecydował się walczyć o posiadanie piłki, jednak byłoby to bardzo ryzykowne posunięcie, mierząc się w środku pola z Busquetsem, Xavim oraz Iniestą). Na podobną korektę nie zdecydowali się ani van Gaal (m.in. w finale LM z Interem), ani Guardiola (np. w półfinale LM z Barceloną w 2015 r.), pozostając wiernym proaktywnej grze. Kolejną kwestią różniącą Heynckesa od van Gaala i Guardioli jest balans pomiędzy obroną a atakiem. Po rozczarowującym sezonie 2011/12 Heynckes uznał, że jedną z przyczyn powtórzenia niesławnego "osiągnięcia" Bayeru Leverkusen z sezonu 2001/02 (na marginesie należy dodać, że niektórzy z Aptekarzy, np. Michael Ballack, dołożyli jeszcze czwarty "tytuł vice-", zdobywając srebro na Mundialu) jest nierównomierny rozkład talentu między formacją defensywną oraz ofensywną. W celu zniwelowania tej luki po zakończeniu sezonu nabyto Javiego Martineza oraz Dante. Ten pierwszy stworzył legendarny duet z Bastianem Schweinsteigerem, stawiając rygiel w środku pola, za to Brazylijczyk dodał drużynie solidności, zastępując elektrycznego van Buytena oraz pechowego Badstubera. Paradoksalnie zdolności obronne drużyny poprawiło również przybycie Mario Mandzukicia, który w sezonie 2012/13 dał się  poznać raczej jako pracowity defensywny napastnik niż jako wybitny łowca bramek. Zatem Bayern Heynckes z tamtego sezonu funkcjonował jako inteligentny kolektyw, w którym wszyscy atakują, ale i wszyscy bronią. Tamta drużyna osiągnęła tak wysoki poziom w grze defensywnej oraz ofensywnej, że nie sposób przesądzić jednoznacznie, który z tych aspektów był decydujący w kampanii 2012/13. Wydaje się, że podobnego problemu nie ma z Bayernami van Gaala oraz Guardioli, bowiem w ich drużynach większy nacisk położony został na grę ofensywną, co skutkowało narażeniem zespołu na bolesne kontrataki. Będąc uczciwym wobec Holendra, należy mu oddać, że dysponował on najsłabszym materiałem ludzkim w Bayernie, co jednak w żaden sposób nie usprawiedliwia tego, że w finale Ligi Mistrzów 2009/10 zagrał przeciwko Interowi bardzo wysoko ustawioną linią obrony, mając na jej środku parę Demichelis-van Buyten, zabezpieczaną przez solidnego, ale równie powolnego Marka van Bommela. Jose Mourinho nie mógł dostać w tamten wieczór lepszego prezentu. Z kolei Pep Guardiola zaraz po objęciu posady trenera Bayernu powiedział, że przybył tutaj, żeby dostosować się do zawodników, a nie po to, żeby zawodnicy dostosowali się do niego. Na pierwszy rzut oka w pierwszym sezonie Pep nie dokonał rewolucji taktycznej w składzie, jednak niewielka zmiana formacji - przejście z 4-2-3-1 na 4-1-4-1 - dokonała istotnego przesunięcia akcentu, zaburzając balans pomiędzy defensywą a ofensywą. Rozbijając duet Schweinsteiger-Martinez, Guardiola zyskał co prawda większe pole manewru w ataku, ale ucierpiała na tym gra obronna. Dla porównania Bayern Heynckesa z sezonu 2012/13 stracił tylko 5 bramek z kontrataku, podczas gdy Bayern Guardioli w kolejnym sezonie stracił takich bramek już 14. Równocześnie Bayern Don Juppa strzelił trzy razy więcej bramek od Bayernu Guardioli w rezultacie kontrataku, co wynikało z zasadniczo szybszego przechodzenia z obrony do ataku. O ile na gruncie ligowym ten niewłaściwy balans taktyczny kosztował Guardiolę niewiele, tak w dwóch pierwszych sezonach skutkował brakiem awansu do finałów Ligi Mistrzów. Również i Guardioli trzeba uczciwie oddać, że on sam zauważył w końcu ten problem, bowiem w swoim ostatnim sezonie jego Bayern wydawał się być lepiej wyważony, co jednak nie uchroniło zespołu przed kolejną rozczarowującą porażką w półfinale Ligi Mistrzów.    

Na zakończenie tego rozdziału chciałbym wspomnieć jeszcze o ostatniej przygodzie trenerskiej Heynckesa w Bayernie. Gdyby Bayern z sezonu 2017/18 zdobył potrójną koronę, wydaje się, że wówczas bardziej zasadne byłoby porównanie Bayernu Flicka z tamtym Bayernem Heynckesa, bo podobnie jak Flick w 2019 r., również i Heynckes przejął drużynę w okolicach połowy rundy jesiennej, natychmiastowo odmieniając sposób gry oraz bezlitośnie rozprawiając się z kolejnymi rywalami (Bayern Don Juppa w sezonie 2017/18 33 mecze wygrał, 3 zremisował, a 5 przegrał, zdobywając 2.49 punktu na mecz oraz prawie 3 bramki na mecz, tracąc średnio 0.88 bramki). O porażce w półfinale Ligi Mistrzów zdecydowały w większym stopniu indywidualne błędy Ulreicha, Rafinhi oraz Tolisso niż zły dobór taktyki. I właśnie dobór taktyki w tamtym sezonie pokazuje, że Jupp Heynckes w latach 2013-17 nie spędzał czasu wyłącznie na uprawie ogródka, a dalej pozostawał bystrym obserwatorem środowiska piłkarskiego. W sezonie 2017/18 formacja 4-2-3-1 przestała być domyślnym ustawieniem i stosowana była rzadziej niż 4-3-3. Dodatkowo korzystał on również z ustawienia 4-1-4-1. Na pierwszy rzut oka zmiany te wydają się być niewielkie, jednak należy pamiętać, że rezygnacja z podwójnego pivota (4-1-4-1) kosztowała Guardiolę utratę balansu, a podjęta przez Ancelottiego próba implementacji formacji 4-3-3 skończyła się fiaskiem. Krótko mówiąc, Heynckes przywrócił to, co widzieliśmy w 2013 roku, ale pozwolił na większą elastyczność, być może w odpowiedzi na coraz bardziej postępową i szybką ligę. Jego zespół składał się w 20 procentach z Guardioli i w 80 procentach należał do niego. Jak to ujął Edd Norval, stary pies nauczył się nowych sztuczek

Człowiek - mięsień

W futbolu jednak nie mniej ważne niż względy taktyczne jest umiejętne zarządzanie ego w drużynie. Zresztą w stolicy Bawarii ta cecha zawsze była pożądana u trenerów. Nagromadzenie w składzie zawodników najwyższej próby niewątpliwie zwiększa szansę na triumfy krajowe oraz europejskie, ale też zwielokrotnia ryzyko wybuchu konfliktów w szatni, czego co jakiś czas doświadcza Bayern, by wspomnieć chociażby niesławny "FC Hollywood" z lat dziewięćdziesiątych i skutecznie rozbijające szatnie spory Klinsmanna z Matthaeusem,  Effenberga ze Strunzem czy Baslera ze sportowym trybem życia. 

Jednak myliłby się ten, kto by powiedział, że Heynckes był od początku tym, który jest pisany Die Roten. Fakt, pierwsza bawarska kadencja Don Juppa była całkiem owocna, kilka lat później wygrał Ligę Mistrzów z Realem, ale 2 lutego 2007 r. wydawało się, że jego kariera trenerska jest skończona. Tego bowiem dnia został wyrzucony ze swojego matecznika - Borussii Moenchengladbach, którą prowadził od początku sezonu 2006/07, wygrywając w tym czasie jedynie 5 z 21 meczów oraz osiągając zawstydzające 0.90 punktu na mecz. Jego sytuacji nie poprawiało to, że ponownie odchodził skonfliktowany z zespołem, podobnie jak w poprzedniej pracy w Schalke 04 i jeszcze wcześniej w Realu Madryt. -  Trener musi być elastyczny, a Jupp to człowiek starej daty, który za nic nie chce się zmienić - powiedział Rudi Assauer, dyrektor ekipy z Gelsenkirchen.

Jednak i na tym polu stary pies nauczył się nowych sztuczek - w tym przypadku takiego zarządzania szatnią, które umiejętnie łączy niemiecką dyscyplinę oraz ludzkie, a niekiedy wręcz przyjacielskie podejście do zawodników. Stosunek późnego Don Juppa do zawodników można go określić jako stanowczy, ale uczciwy. Egzemplifikacją takiego podejścia jest jego reakcja na incydent z Robertem Lewandowski z sezonu 2017/18, kiedy to polski napastnik nie podał trenerowi ręki po ściągnięciu go z boisku. Heynckes wówczas publicznie przypomniał o dyscyplinie i hierarchii panującej w klubie, ale także okazał swoją dobrze znaną empatię. - Jestem szefem i nikim innym - powiedział Heynckes po meczu. Jednak jako były napastnik Don Jupp doskonale rozumiał nieco egoistyczne intencje Lewandowskiego, który walczył wówczas o koronę króla strzelców, dodając jednocześnie:

- Nigdy nie podobało mi się, gdy byłem zdejmowany jako napastnik. Chciał strzelić swoją bramkę numer 30 w lidze. Właśnie rozmawialiśmy i już o tym zapomnieliśmy”. 

Od pochwał nie stronili podopieczni Heynckes; Franck Ribéry nazwał go "ojcem", z kolei Philipp Lahm chwalił za znalezienie równowagi między obroną a atakiem, której brakowało za czasów Louisa van Gaala. Być może to właśnie zbudowanie atmosfery w szatni było głównym czynnikiem sukcesu sezonu 2012/13; drużyna działała jak jeden organizm, poszczególni zawodnicy gotowi byli dać z siebie wszystko dla drużyny - nawet taki boiskowy wirtuoz, ale i egoista jak Arjen Robben był w stanie zrezygnować z indywidualnych laurów i harować w obronie dla zespołu. 

- To, co czyni Heynckesa wyjątkowym, to jego sposób, w jaki z nami rozmawia i czego od nas wymaga. Można to porównać z mięśniami: naprzemienne napięcie i rozluźnienie. Może czegoś od nas żądać, ale jednocześnie wygłupiać się, opowiadać śmieszne dowcipy i śmiać się z nami - stwierdził Mueller.

Podsumowując wygrany dwumecz ćwierćfinałowy z Juventusem w Lidze Mistrzów, włoski szkoleniowiec Arrigo Sacchi powiedział, że "różnica pomiędzy Bayernem oraz Juventusem polegała przede wszystkim na świadomości kolektywu - niezbyt cenionej wartości w takim kraju jak nasz, który jest przede wszystkim indywidualistyczny. Bayern ma graczy, którzy są określani jako gracze zespołowi; wiedzą, jak zarządzać zarówno fazą ofensywną, jak i defensywną. Mandzukic kosztował od 10 do 12 milionów euro i nie był specjalistą, ale we Włoszech szukają graczy, którzy robią magiczne rzeczy. Nie tych, którzy interpretują sztukę". I taki w pewien sposób dychotomiczny był właśnie Bayern z sezonu 2012/13 - świadomy kolektyw wielkich indywidualności precyzyjnie nastrojony przez wielkiego dyrygenta. 

Źródło: własne
gs

Komentarze

Trwa wczytywanie komentarzy...