DieRoten.pl rusza z nowym cyklem artykułów! Każdej soboty bądź niedzieli w południe oczekujcie na kolejne wywiady z znanymi polskimi ekspertami, którzy na Bundeslidze znają się jak mało kto i chętnie podzielą się swoją wiedzą z Wami!
Serdecznie zapraszamy Was do przeczytania wywiadu z jednym z największych ekspertów niemieckiej piłki w Polsce, czyli Marcinem Borzęckim, który na co dzień zajmuje się pisaniem dla portalu Weszło.com oraz oddanego kibica i miłośnika Schalke 04.
Witaj Marcinie! Jestem niezmiernie rad, że znalazłeś czas i zgodziłeś się odpowiedzieć na kilka pytań dla największego serwisu w Polsce poświęconego obecnym mistrzom Niemiec − Bayernowi Monachium. W naszym kraju jest niewiele osób, które tak jak ty znają Bundesligę i są jej wielkimi pasjonatami.
Tematem wywiadu będzie przede wszystkim ocena polityki transferowej Bayernu Monachium, któremu tak często zarzuca się, że „niszczy Bundesligę”.
GS: Zanim zaczniemy to chciałbym poznać Twoją opinię na temat pracy Carlo Ancelottiego w Bayernie. „Bawarczycy” znaleźli w końcu wymarzonego trenera?
MB: Nie istnieje moim zdaniem pojęcie „wymarzonego trenera”, natomiast kandydatura Ancelottiego od razu przypadła mi do gustu. Wychodzę z założenia, że najlepszym możliwym sposobem na to, by zespół stale się rozwijał jest dobieranie do niego naprzemiennie szkoleniowców o różnym podejściu do piłki. Raz trener, który nade wszystko ceni długie posiadanie piłki i grę kombinacyjną krótkimi podaniami, a potem taki, który preferuje szybkie przejście z obrony do ataku, kontrataki i tak dalej. W ten sposób zawodnicy cały czas się czegoś uczą, nie powielają schematów, a rozwijają umiejętności indywidualne i zespołowe. W Monachium właśnie tak działają – Heynckesa zastąpił Guardiola, a tego właśnie Włoch, więc reasumując – na tę chwilę jest to jeden z najlepszych możliwych opiekunów „Bawarczyków”.
Widząc, jak radzi sobie Bayern ostatnimi tygodniami zarówno na krajowym, jak i międzynarodowym podwórku, można wyciągnąć już jakieś wnioski? Czy Lewandowski i spółka mogą w tym sezonie zgarnąć potrójną koronę?
Oczywiście, że mogą. Sam biłem na alarm i zastanawiałem się, z czego wynikała kiepska forma na starcie rundy wiosennej – czy błąd popełnił w przygotowaniach Ancelotti, czy może wpływały na to jakiekolwiek inne czynniki. Tym, którzy skreślali już jednak monachijczyków, szybko zamknięto usta, bo nagle przyszła demolka Arsenalu, potem stały punkt sezonu, czyli jeszcze większa efektowniejsza demolka HSV i Bayern znów wskoczył na właściwe tory. Bundesligę ma już raczej wygraną, na Puchar Niemiec też są duże szanse, natomiast Champions League jest w tym sezonie tak bardzo wyrównana, że nie jestem w stanie powiedzieć o jakiejkolwiek drużynie jako o zdecydowanym faworycie. Zadecydują te słynne detale, ale w „Bawarczykach” na pewno upatruję jednego z najgroźniejszych kandydatów do tego, by wznieść ten puchar.
Jak oceniłbyś politykę transferową Bayernu Monachium?
Myślę, że każdy kibic na świecie chciałby, by jego drużyna planowała ruchy na rynku transferowym tak mądrze, jak Bayern. Nie chodzi o to, by puścić latem kilka sowitych przelewów, rozbić bank, kupić kilka głośnych nazwisk i liczyć na to, że jakoś to będzie. W Monachium wszystko jest zaplanowane niezwykle skrupulatnie. Jasne, zdarzają się pomyłki i wtopy, ale taki jest urok tego biznesu. Gdy jednak widzę, że klub już zimą rozpoczyna przygotowania do kolejnego sezonu, wyciągając dwóch Niemiec – Nicklasa Suele i Sebastian Rudego – to mogę tylko wstać i bić brawo. Rummenige i spółka doskonale zdają sobie sprawę z tego, że sukces buduje się nie tylko wyjściową jedenastką, ale i ławką rezerwowych, nie bez kozery pewnie mówi się coś w stylu: „pokaż mi swoją ławkę, a powiem ci, jaką masz drużynę”. I choć teraz wiemy już, że kariery zakończą Lahm oraz Alonso, to przedstawiciele „Bawarczyków” nie mają cienia wątpliwości, kto wcieli się w rolę ich zastępców. Myślą jak wytrawny szachista, na kilka ruchów do przodu, a przy tym kapitalnie wychodzą na swoich posunięciach finansowo. Tylko pozazdrościć.
„Bayern niszczy ligę” – co sądzisz o tym stwierdzeniu? Jakie ma odzwierciedlenie w lidze? Czy rzeczywiście Bayern niszczy ligę, czy też pomaga wejść jej na wyższy poziom?
To piekielnie ciekawa kwestia, bo można utyskiwać, ze Bayern lubi osłabić swoich bezpośrednich rywali w walce o tytuł, ale ja na przykład wolę oglądać Neuera czy Hummelsa w Bundeslidze niż na przykład w Premier League. Oczywiście, zdarzają się takie transfery, które budzą masę kontrowersji, i wtedy antagoniści FCB wznoszą larum – że jak to tak, że „Bawarczycy” sobie nie radzą, więc niszczą rywali, że wpływają destrukcyjnie na ligę, bo ta ma jasnego mistrza już przed sezonem. Bzdura. Bayern starannie dba o swoją kadrę i to naturalna kolej rzeczy, że zawodnicy z nieco słabszych niemieckich klubów chętnie korzystają z jego ofert, ale w żadnym wypadku nie utożsamiałbym tego z powiedzonkami dotyczącymi niszczenia ligi. Gdyby nie ten klub, to całe rozgrywki stałyby się o wiele mniej atrakcyjne, bo na przykład namówienie Guardioli czy Ancelottiego nie wzięło się znikąd. To fachowcy, którzy pracowali w największych klubach, i dzięki Bayernowi liga może rozwijać się również poprzez ich zatrudnianie.
Polityka transferowa prowadzona przez „Bawarczyków” ma dobry wpływ na Bundesligę czy raczej negatywny?
To dość podobne pytanie do poprzedniego, więc odpowiedź może być tylko jednak – oczywiście, że dobra. Bayern daje wzór – jak rządzić klubem, jak radzić sobie z finansami, jak wzmacniać zespół i jak poruszać się w tym biznesie. Skupia wielkie nazwiska i sprawia, że wszyscy chcą go gonić, a to napędza rozwój.
Kilka tygodni temu Uli Hoeness zdradził, że Bayern jest w stanie wydać nawet 200 mln euro na jednego zawodnika. Wiele osób związanych z Bayernem jest przekonanych, że prędzej czy później zarząd klubu, idąc z duchem czasu, sięgnie głębiej do portfela i w końcu przekroczy barierę 100 mln euro. Doskonale wiemy, że „Dumę Bawarii” stać na taki transfer, ale czy w Twoim mniemaniu nie kolidowałoby to z doktryną klubową?
Bayern nie lubi wydawać dużych pieniędzy, a historia pokazuje tylko, że nie wychodzi mu to na złe. Pewnie gdyby Hoeness z Rummenige mieli nagle kaprys wydać 100 milionów, to po prostu wybraliby obiekt, dogadali dokładną cenę i wykonali przelew. Ale... po co mieliby to robić? Spójrz – Real, Barcelona, PSG, Chelsea, Juventus, cała reszta. Te kluby wydają horrendalne pieniądze na transfery, a czy są na wyższym poziomie niż Bayern? Nie. Jasne, że piłka pod kątem finansowym idzie tak błyskawicznie do przodu, że pewnie przyjdzie czas i na monachijczyków, by puścić w końcu przelew o dziewięciu cyfrach, ale na razie powodów do tego absolutnie nie ma. A jeśli już takowy się pojawi, to nie dlatego, że „Bawarczycy” będą w opałach i dojdą do wniosku, że trzeba rozbić bank, lecz po prostu z czasem takie kwoty za zawodników staną się jeszcze bardziej normalne. Dziś łapiemy się za głowy widząc 120 milionów za Pogbę, a za dziesięć lat może to być absolutnie normalne i gdy Bayern kupi kogoś za dużą bańkę, to reszta będzie wydawała już za jedną kartę zawodniczą dwukrotność tej sumy.
Postaw się na miejscu trenera Bayernu Monachium − masz do swojej dyspozycji 200 mln euro. Kogo widziałbyś w Monachium? Jaką pozycję należy wzmocnić?
Lubię tak pofantazjować, czuję się od razu jak w dzieciństwie, ślęcząc przed Football Managerem! Kupiłbym czterech zawodników. Po pierwsze – prawego obrońcę. Rummenige zapowiada, że naturalnym następcą Lahma jest Joshua Kimmich, który dostanie znacznie więcej szans, a w odwodzie jest też Sebastian Rudy, ale żaden z tej dwójki mnie nie przekonuje. To zawodnicy reprezentujący dobry poziom, w Bundeslidze poradzą sobie spokojnie, ale gdy przyjdzie zatrzymywać Neymara czy innego Hazarda, to nie mam przekonania. A przecież FCB przede wszystkim gra rokrocznie o Ligę Mistrzów. Przydałby się klasowy prawy obrońca, choć dobrze wiem, jak wąski jest rynek i trudno mi rzucić w tym momencie nazwiskiem. Na pewno piekielnie trudno byłoby wyciągnąć już ukształtowanego piłkarza jak na przykład Carvajala.
Przydałby się również ktoś, kto od czasu do czasu zluzowałby w lidze Roberta Lewandowskiego. Wiadomo, że „Lewy” maszyną nie jest i jak odbębni kilka spotkań na przestrzeni 2-3 tygodni, to fajnie byłoby mu dać odpocząć, by nie musiał tłuc się do jakiegoś Freiburga. Postawiłbym na Niemca, bo i nieco zgermanizować skład chcą rządzący z klubem. Ostatnio zresztą wywiązała się na Twitterze ciekawa dyskusja w tym temacie i przypadł mi do gustu dwie kandydatury – Mario Gomez oraz Sandro Wagner. Przy tak klasowym zespole na pewno gwarantowaliby odpowiednią liczbę goli w sezonie, a i nie pochłonęliby wielkich środków finansowych.
Nie przekonuje mnie też dwójka Costa–Coman, więc rozsądnym byłoby wzmocnić skrzydła. Może to nie jest jeszcze czas Juliana Brandta, bo nie dość, że za rok uruchomi się w jego kontrakcie klauzula na 12,5 miliona euro, to jemu generalnie potrzeba jak najwięcej regularnej gry. Osobiście nie przepadam za Douglasem – to klasyczny jeździec bez głowy, który – choć ma przebłyski – to generalnie lubi spuścić głowę w dół i dośrodkować w ciemno. Wiadomo też, jakim skrzydłowym jest Thomas Mueller. Generalnie pozbyłbym się Costy na rzecz jakiegoś klasowego i młodego zastępcy, by budować już zespół, mając w perspektywie odejścia Robbena i Ribery'ego. Wciąż nie wiadomo, jak wygląda sprawa z Gnabrym – kto ma do niego pierwszeństwo i tak dalej, ale jeśli za rok udałoby się przybić Brandta, to Serge byłby chyba dobrym rozwiązaniem. Żywiołowy, efektywny, niezwykle skuteczny. Stopniowo mógłby zluzowywać np. Francka.
Wzmocniłbym jeszcze mimo wszystko środek pomocy, a moim marzeniem jest zobaczyć kiedyś w jednej drużynie Naby'ego Keitę, Arturo Vidala i Thiago Alcantarę. To byłby jakiś kosmos, ale też i chyba marzenie ściętej głowy.
Uli Hoeness nie tak dawno temu zabrał głos w sprawie polityki transferowej Bayernu i stwierdził, że klub w przyszłości ma zamiar stawiać na swoich wychowanków, podkreślając jednocześnie, że ograniczona zostanie liczba transferów do klubu. Zmierza to w dobrym kierunku czy jednak takie transfery są nieuniknione?
Oczywiście, że są nieuniknione, ale biorąc pod uwagą rozmach, z jakim inwestuje teraz w rozwój akademii Bayern, wzmocnienia wychowankami pewnie dojdą do skutku. Nie muszą to oczywiście być od razu gwiazdy wielkiego formatu, ale niechby monachijczycy zaczęli pracę małymi kroczkami, to będzie dobrze. Zamiast ściągać na przykład Sebastiana Rudego, niech wyciągną jakiegoś juniora i wrzucą do kadry. Z czasem pewnie do tego dojdzie, bo jak już Bayern się za coś zabiera i pompuje w to tak wielką kasę, to sukces jest naturalną koleją rzeczy.
Finansowo klub ze stolicy Bawarii odbiega od pozostałych klubów. Czy w przyszłości inne kluby Bundesligi dorównają FCB czy raczej to wyścig nie do wygrania?
Futbol jest zbyt nieprzewidywalną materią, by kategorycznie stwierdzić, że jest to wyścig nie do wygrania, bo już nie takie rzeczy widzieliśmy. Oczywiście będzie to piekielnie trudne do zrobienia, bo na dziś z Bayernem nie może się równać żaden klub, ale gdy widzę sposób zarządzania zespołem z Lipska, to jestem w stanie sobie wyobrazić, że za pięć lub dziesięć lat obie drużyny będą na równym poziomie finansowym. A kto wie, co wydarzy się do tego czasu – może monachijczycy wpadną w jakąś paranoiczną spiralę porażek i dysproporcja między nimi a innymi zespołami drastycznie się zmniejszy? Niczego nie możemy wykluczyć.
Jak oceniasz pierwsze dwa transfery Bayernu Monachium na sezon 2017/2018? Mowa oczywiście o Sebastianie Rudym oraz Niklasie Suele. W końcu obaj są reprezentantami Niemiec, co „idealnie” wpasowuje się w plany Hoenessa, który w przyszłości chce, aby zespół „Gwiazdy Południa” stał się bardziej niemiecki i powrócił do korzeni. Zmierza to wszystko w dobrym kierunku?
Znakomite ruchy. Tanie i celne. Wpisują się też w politykę germanizacji zespołu, na co narzekał Hoeness. Rudy to bardzo dobry, jak na Bundesligę, zawodnik, ale i uniwersalny – może wskoczyć do środka pomocy, ale da też radę na boku obrony. No i nie będzie narzekał, siedząc na ławce. Suele to melodia przyszłości, ale też zawodnik piekielnie zdolny. Wysoki, silny, inteligentny, czytający grę i zdecydowany. A który młody stoper na świecie nie chciałby mieć za swoich nauczycieli Boatenga i Hummelsa? Sezon jest długi, dojdą urazy, Javi Martinez, jak zapowiadają w Bayernie, zostanie przesunięty do pomocy, więc sądzę że Suele sporo sobie gra, a klub w jego osobie wychowa sobie topowego zawodnika na tej pozycji na świecie.
Z perspektywy czasu… Odejście Toniego Kroosa to wielki błąd „Bawarczyków” czy raczej dobry ruch, który pozwolił wypromować się innym zawodnikom?
Jestem wielkim fanem techniki Kroosa. Uważam, że nikt nie ma na świecie lepiej ułożonej stopy, ale też irytuje mnie jego zamiłowanie do człapania na boisku. Cenię u zawodników agresję w pozytywnym tego słowa znaczeniu i zawziętość, więc chcąc nie chcąc, nie jestem ślepym wyznawcą kościoła Toniego Kroosa. Nie umieściłbym tego transferu ani w rubryce błędów, ani w rubryce dobrych ruchów. Odszedł i było to naturalną koleją rzeczy. Na jego miejsce wskoczył Alonso, który – choć również na bakier z dynamiką – rozpieszczał swoim profesorskim podejściem do gry i kreatywnością. Reasumując, nie uważam, by na odejściu Kroosa Bayern za bardzo stracił. Potrafiłbym z miejsca wymienić pięciu, sześciu zawodników, których transfer odbiłby się większą czkawką monachijczykom.
Bayern przedłużył umowy z kluczowymi zawodnikami − nasz rodak Robert Lewandowski zostanie na Allianz Arenie co najmniej do 2021 roku − choć snajperem był zainteresowany między innymi Real Madryt. Bayern, przedłużając umowę, dał jasny sygnał europejskiej czołówce, że należy do klubów, którzy nie pozbywają się swoich kluczowych zawodników. Stały przychód, rosnący budżet, brak zadłużenia i brak bogatych inwestorów − zabrzmi to może eufemistycznie, ale czy na świecie może się ktoś równać z Bayernem pod względem finansów?
Na pewno nikt nie może się równać z Bayernem pod tym względem, bo jeśli nic się nie zmieniło i moje informacje nie uległy dezaktualizacji, to jest to jedyny klub z europejskiego topu, który rokrocznie wychodzi na plus. Wszyscy się zadłużają, pożyczają, łatają dziury, a w Bawarii dopisują pod koniec grudnia systematycznie plusik. Ta kwestia jest kontynuacją odpowiedzi na pytanie dotyczące transferów za grubą kasę – Bayern stać dziś na to, by zapłacić wielką sumę za piłkarza, ale nie musi tego robić. Wykonuje mądre ruchy, nie przepłaca, umiejętnie wzmacnia zespół i dlatego dziś księgowa w Monachium przychodzi do pracy uśmiechnięta, bo na kalkulatorze może przede wszystkim dodawać. „Bawarczycy” są więc w wymarzonej sytuacji, bo... nic nie muszą. Nie muszą sprzedawać gwiazd, by ratować budżet, ani też gwiazdy nie chcę odchodzić, bo gdzie im miałoby być lepiej? Jeśli już ktoś decyduje się, by opuścić Allianz Arenę, to tylko z powodów typu chęć spróbowania gry w innej lidze, poznania innej kultury. Finansowo i sportowo wyżej pójść nie można.
Odnosząc się jeszcze do koniecznej w klubie zmiany pokoleniowej. Bayern da radę na czas znaleźć godne zastępstwo dla swoich asów czy czas powoli kończy się „Bawarczykom” i będzie to problem, któremu zarząd FCB nie podoła?
Da, da, nie ma co się martwić. Pod Robbena i Ribery'ego już szukane są alternatywy – choćby wspomniani Gnabry i Brandt. Lahma na razie zastąpi Kimmich, choć myślę, że transfer poważnego prawego obrońcy będzie nieunikniony. Odejście Alonso paradoksalnie będzie bezbolesne – na jego miejsce wskoczyć może Martinez, Thiago, od biedy Alaba. Ha, od biedy... Kto by nie chciał mieć takiej biedy w składzie. Zaglądając w metryki, to praktycznie tyle – powyżej trzydziestki są jeszcze Rafinha, Starke i to by było na tyle, czyli praktycznie piłkarze spełniający marginalne role.
Bundesliga od przyszłego sezonu trafia w ręce stacji Eleven. Twoim zdaniem to dobra zmiana dla kibiców tejże ligi w Polsce? Co możesz nam powiedzieć o tej stacji?
Moje uczucia są nieco ambiwalentne. Z jednej strony, przez długi czas zżymaliśmy się na poziom komentatorów w Eurosporcie – choć z jednej strony mieliśmy styczność z fachowością Mateusza Borka czy sprytnymi wnioskami Radosława Gilewicza, to za moment na kontrze stawali zdecydowanie gorzej przygotowani eksperci. Sam zresztą wielokrotnie kpiłem z merytorycznych błędów Tomasza Hajty, więc teoretycznie powinienem być zachwycony przenosinami Bundesligi do Eleven. Sęk jednak w tym, że po pierwsze – nie wiemy, jaką kadrę zbierze nowa stacja i czy będzie stała na wyższym poziomie. Doświadczenie związane z Eleven pozwala jednak wierzyć w to, że uda się namówić do współpracy ludzi, którzy komentatorami będą z pasji, bo niemiecką piłką żyją 24 godziny przez 7 dni w tygodniu i widz będzie mógł dowiedzieć się masy ciekawych rzeczy. Tak jak duet Święcicki i Kapica stanowi encyklopedię wiedzy o Serie A, a para Ćwiąkała–Mirosławski o La Liga, tak pewnie i tutaj uda się zebrać taką kadrę, które zapewni fachowość i wiedzę na najwyższym poziomie.
Po drugie natomiast, argument kluczowy, czyli EuroSport Player. To wspaniała aplikacja dla fanów Bundesligi, dzięki której za śmieszne pieniądze mogę oglądać taki mecz, na jaki mam ochotę – w telewizji grane może być spotkanie Bayernu, a ja mam prawo wybrać sobie choćby Darmstadt kopiący się z Ingolstadt. Tu więc poprzeczka ustawiona jest niezwykle wysoko, bo kibice piłki w niemieckim wydaniu mogą drastycznie odczuć stratę Playera. Oczywiście nie wykluczam, że Eleven zorganizuje to na równie wysokim poziomie, ale na razie nie znamy szczegółów, więc wiemy tylko tyle, że postawili przed sobą spore wyzwanie.
Generalnie jednak bacznie obserwuję rozwój tej stacji i jeśli do Bundesligi zabierze się równie profesjonalnie, jak do swoich poprzednich projektów, to za rok możemy z trudem wyobrażać sobie, jak mogły wyglądać nasze weekendy bez Eleven.
Na koniec powiedz nam jeszcze, proszę, jak oceniasz perspektywy Bayernu Monachium na przyszłość? Co zarząd klubu powinien jeszcze zrobić? Czy istnieje jakaś granica perfekcji? Czy ową granicę jest w stanie opanować Carlo Ancelotti?
A czy da się coś robić tu lepiej? Wszystkiego zaplanować nie można, w piłce jest sporo przypadku, potrzeba szczęścia, ale te szczegóły, o które można zadbać, w Bayernie są pielęgnowane znakomicie. Finanse – super. Budowa akademii – jest. Piłkarza z najwyższej półki – obecni. Kapitalny trener – również. Nic tylko obserwować, jak ten projekt mknie do przodu.
Opowiedz nam proszę jeszcze, jak zaczęła się Twoja przygoda z Bundesligą, jak narodziła się Twoja miłość do Schalke 04 Gelsenkirchen?
No cóż, startu nie miałem najlepszego. 26 września 2001 roku jako siedmiolatek obejrzałem świadomie swój pierwszy mecz w życiu. Świadomie, bo pewnie wcześniej już nie raz i nie dwa widziałem piłkę kopaną w telewizji, ale spotkanie z tamtego jesiennego wieczoru pamiętam doskonale. Schalke podejmowało na własnym stadionie Mallorkę, a ja – choć gospodarze przegrali 0:1 po golu Samuela Eto'o – zafascynowałem się obecnością w składzie dwóch Tomaszów, Hajty i Wałdocha. I tak to się wszystko zaczęło – śledziłem dalsze losy S04 w Lidze Mistrzów, potem w Bundeslidze, zacząłem jak opętany wyszukiwać informacji o klubie, pisać listy z prośbą o autografy... No, biorąc pod uwagę, że w kwietniu skończę 23 lata, to mogę chyba z czystym sumieniem przyznać, że mam niezły staż, wszak 2/3 życia spędziłem już jako wierny i oddany kibic tego klubu. Oczywiście naturalną koleją rzeczy było też zainteresowanie całą ligą niemiecką, pamiętne mecze na Polsacie Sport, weekendowe skróty, wyniki sprawdzane wówczas na telegazecie i informacje transferowe wyszukiwane w gazetach. I tak to trwa szczęśliwie do dziś.
Serdecznie dziękuję za poświęcony czas. Niezmiernie mi miło z tego powodu i w imieniu wszystkich użytkowników serwisu DieRoten.pl chciałbym podziękować za rozmowę oraz zaprosić w przyszłości na kolejne! Masz może kilka słów dla kibiców Bayernu w Polsce?
Chętnie pozdrowię polską społeczność kibiców Bayernu, bo mam do niej mały sentyment. W czasach, gdy odpowiadałem jeszcze za portal Schalke04.pl, lubiłem wdawać się w dyskusje na stronach innych drużyn z Bundesligi. Bywało różnie – u jednych mniej przyjemnie, u innych nieco bardziej, ale u was zawsze się dobrze gawędziło. Może to dlatego, że „Bawarczycy” zazwyczaj byli nad moim klubem i nie mieliście powodów, by udowadniać swoją wyższość w komentarzach. Tak czy owak – ceniłem sobie te merytoryczne dyskusje prowadzone pod artykułami. Pozdrawiam!
Z Marcinem Borzęckim rozmawiał Gabriel Stach.
Komentarze