DieRoten.pl
Reklama

"Ja Kahn" - biografia Tytana, część I

fot. J. Laskowski / G. Stach
Reklama

Dla każdego przychodzi kiedyś kres jednej podróży i pojawia się moment, w którym trzeba obrać nowy szlak. Nie inaczej jest z osobą Olivera Kahna, który właśnie zakończył swą przygodę z piłką... Z piłką, którą od dziecka się fascynował i kochał. Ze sportem który zrobił z niego żywą legendę, bohaterem, o którym trudno będzie Nam, bawarskim kibicom zapomnieć... By jeszcze dokładniej poznać trud związany ze staniem się nieśmiertelnym wizerunkiem - Oliver Kahn opisał swą drogę do sławy... Część 1

Moje najdziwniejsze historie przeżyłem w wieku 18 lat. Wtedy to z drużyny juniorskiej przeniosłem się do pierwszego zespołu Karlsruher SC. To były ciężkie czasy – miałem niezłego pietra przed każdym treningiem z zawodowcami KSC.

Wydarzyło się to w zwykły dzień treningowy. Ciężko pracowałem i byłem ucieszony móc w końcu pójść pod prysznic. Z pierwszej drużyny tez parę osób zakończyło już swój trening i tak jak ja udali się pod prysznic.

Często bywałem na treningu przez starszych graczy obrażany: „Uciekaj tam, skąd przylazłeś”.

Odkręciłem kurek z zimną wodą, aby się trochę ochłodzić, zamknąłem oczy i starałem się ignorować obelgi ze strony pozostałych zawodników. Powoli temperatura mojego ciała się stabilizowała, czułem się dobrze, kiedy to zimna woda spływała po moim ciele.

Lecz nagle poczułem na udzie znów ciepło, woda nie była tu zimna, lecz nawet całkiem gorąca.

Przestraszony otwarłem oczy: jeden z zawodników stanął obok mnie i bez skrupułów zaczął na mnie ‘sikać’

Każdy na swej drodze do kariery lub sławy musi stawić czoło wielu przeciwnością – jednak liczę, że nie są one aż tak drastyczne jak ta przedstawiona powyżej. Jednak to ‘niemożliwe’ co mi się przytrafiło trafiło już do publicznego słownictwa. Teraz używa się tego terminu na co dzień … nie raz się w pracy zdarza iż jeden kolega próbuje drugiego „anzupinkeln“ (w Polsce można powyższe porównać do ‘pokładania świni współpracownikowi). Obojętnie jak duży sukces się osiągnęło takie jedno niemiłe wrażenie, na które się nie było przygotowanym może cala radość z tego sukcesu zniwelować.

Na takie sytuacje jak ta powyższa przygotowałem ‘walizkę pierwszej pomocy’. Nie taka prawdziwą, lecz mentalną. Lecz nauczyłem się ją tak konkretnie przedstawiać, że jestem w stanie do niej sięgnąć. W tej walizce znajduje się:

- Wyobraźnia – że to już mam.

- Uczucie – które pozwala mi to czuć.

- Uczucie – bycia nieosiągalnym.

- ‘Emocjonalny spray’ – rozpylam go w swej wyobraźni wokół siebie, aby zachować trzeźwość umysłu.

- Oraz spray, który pozwala mi widzieć ludzi, którzy chcą mnie „anzupinkeln“ jako małe nic nieznaczące światełka.

W 2001 to ja chciałem strzelać wolny przeciw HSV

Moje ‘waleczne ja’ posiada wszystkie cechy, jakie potrzebuję do pracy na boisku. Tutaj są one najważniejsze …

… nagle stało się coś dziwnego we mnie. Biegnę do sędziego Markusa Merka. Pytam go jak długo mecz jeszcze potrwa. Wyłapałem tylko dwa słowa z tego, co mówił: 4 minuty.

… 4 minuty!! 4 przeklęte minuty !!

Podbiega do Sammy’ego Kuffoura chwytam go za ramię i ciągnę z sobą pod pole karne HSV. Wszyscy patrzą na mnie jak na wariata, a ja krzyczę przez całe boisko: „mamy jeszcze 4 minuty …4 minuty”. Stefan Effenberg zrozumiał mnie natychmiast, chwycił za piłkę i zasygnalizował drużynie, że to jeszcze nie koniec.

92 minuta … stałem się ‘wola zwycięstwa’ opanowana przez: „To nie może się tak skończyć”. Chcę wygrać ten mecz – jestem w stanie oddać wszystko i zapłacić za to każdą cenę.

Wolny dla Bawarczyków w polu karnym HSV za podanie piłki bramkarzowi. To jest już naprawdę ostatnia szansa by odkręcić to spotkanie. Już ostatnia szansa w sezonie. Szansa, która zadecyduje o wszystkim lub o niczym.

„Dajcie mi strzelić” – powiedziałem Effenbergowi. Ten popatrzył na mnie jak na wariata i powiedział: „ty chyba ogłupiałeś … niech Andersson strzela … ma najsilniejsze uderzenie”.

94 minuta… prawie wszyscy zawodnicy HSV stoją na linii bramkowej, stworzyli ścianę z ludzi nie do przejścia. Nie było najmniejszej szpary w tej ścianie. „ta piłka wleci do bramki” myślę sobie … „to się wydarzy … to się musi wydarzyć … ja chce tą piłkę w siatce”.

Teraz! Merk pozwala wykonać wolny … Effenberg wysuwa piłkę Anderssonow, który wybiega z tyłu pola … uderza z całej siły w lewy dolny róg bramki … GOL!!!

1:1 w 94 minucie! Merk odgwizduje zakończenie spotkania. Koniec meczu. Zostaliśmy mistrzami Niemiec 2001! Niesamowite sceny radości dało się zauważyć w drużynie. Ja podbiegam do chorągiewki w rogu boiska … wyrywam ją i obejmuje. Schalke jest zdruzgotane. Kibice ‘królewskich’ krzyczą na stadionie – nie są w stanie pojąc tego, co się właśnie wydarzyło.

W tym meczu było wszystko: wiara, niewyobrażalny wyczyn, zaufanie sobie, niepewność, strach, panika, złość … kto co woli.


Autor: Najlepszy z Serków, ale zrobił to tylko dlatego, ze był do tego zmuszony ;)

Źródło:

Komentarze

Trwa wczytywanie komentarzy...