DieRoten.pl
Reklama

Guardiola: Największy błąd w moim życiu

fot.
Reklama

Nowa książka Marti Perarnau nosi tytuł Pep Confidential: The Inside Story of Pep Guardiola's First Season at Bayern Munchen. Autor skupia się w niej na kulisach pracy Pepa Guardioli w Bayernie Monachium. Znajdziemy tam też arcyciekawy fragment o smutnym wieczorze Ligi Mistrzów, kiedy Bawarczycy zostali rozgromieni przez Real Madryt.
 
Fragement książki Perarnau:
 
Monachium, 29. kwietnia, 2014
 
"Pomyliłem się, człowieku. Zrobiłem to całkiem źle. To monumetalne spier***enie. Totalny bałagan. Najgorsze zjeb**ie w moim trenerskim życiu".
 
Pep wszedł do swojego biura na Allianz Arenie zaraz po konferencji prasowej, na której publicznie wziął na siebie odpowiedzialność za katastrofę. Real Madryt zmiótł Bayern w półfinale Ligi Mistrzów, który zostanie z Guardiolą do końca jego kariery. 0:4 na własnym boisku to najgorsza porażka w jego życiu zawodowym i największe lanie zebrane przez Bayern w rozgrywkach europejskich. Jego drużyna została upokorzona przed własną publicznością.
 
Zagłębienie się w analizach straconych bramek nie daje pełnego obrazu przyczyn porażki spowodowanej przez poważne błędy Guardioli w ocenie sytuacji. Żeby poznać powód, musimy cofnąć się o tydzień, do poranku w poprzedni czwartek. Miejscem akcji jest prywatny pokój w Hotelu Intercontinental w Madrycie, gdzie Bayern tradycyjnie cieszył się pomeczową kolacją. Po skończeniu posiłku wszystkie stoliki były puste, oprócz trzech. Zostali tylko członkowie klubowego departamentu prasowego, grupka sponsorów Bayernu, a przy trzecim stoliku Pep wraz z asystentami.
 
Zdiagnozowali już problemy porażki 0:1 na Bernabeu i byli dumni ze sposobu w jaki zawodnicy trzymali się założeń taktycznych. W czwartek 24. kwietnia o godzinie trzeciej nad ranem Pep rozważał oczywisty fakt, że w rewanżu na Allianz Madryt zamuruje bramkę i będą liczyli na tę samą broń co w pierwszym spotkaniu. To w przeciągu kilku godzin po tym ostatnim gwizdku zdecydował, że w kolejnym spotkaniu skorzysta z ustawienia 3-4-3.
 
Z trójką środkowych obrońców, dwójką bocznych przesuniętych do przodu, zaraz obok kreatywnych pomocników i z Mario Goetze grającym jako jeden z dwójki napastników, którzy poprzez powroty do środka boiska stwarzają przewagę w linii pomocy. To 3-4-3 mogące szybko zamienić się w podstawowe 3-5-2 przy minimalnej modyfikacji. Teoretycznie dobre do obrony przed kontrami, które, jak przekonany był Pep, będą silnie przejawiały się w grze Madrytu. Jednak pozwoli to też Bayernowi na zdominowanie środka pola, utrzymanie się piłce i zapobiegnie odcięciu od pola karnego Realu.
 
Wtedy usłyszałem, co mówił Guardiola do Torrenta: "Dome, nie pozwól, żebym zmienił zdanie. To jedyny sposób, żeby nam się powiodło".
 
Później, w trakcie lotu powrotnego do Monachium, Pep zmienił zdanie. Opierając się na fakcie, że drużyna ostatni raz trenowała ustawienie z trzema obrońcami w grudniu, trener zdał sobie sprawę, że ma za mało czasu na przygotowanie swoich piłkarzy. Zdecydował się zostawić 3-4-3 na przyszły sezon, a w momencie lądowania postawił na 4-2-3-1.
 
W piątek 25. kwietnia  Pep powiedział krótko swojemu zespołowi: "Będę wam wiecznie wdzięczny za to, czego dokonaliście na Bernabeu. Pokazaliście niewiarygodną odwagę i zagraliście futbol, jaki chciałbym oglądać. Jestem dumny z was wszystkich".
 
Tego dnia odszedł Tito Vilanova, beznadziejnie przykry dzień dla jego bliskich, FC Barcelony, fanów i wszystkich przyjaciół. Piłkarski świat okazywał swój smutek, a dla Pepa, Torrenta, Plancharta, Estiarte i Buenaventury, którzy byli częścią życia Tito przez tak wiele lat, był to olbrzymi cios.
 
Tego dnia Pep spożywał kolację w gronie przyjaciół, ale myślami był gdzieś indziej. Od czasu do czasu wyciągał zdjęcia, na których był razem z Tito, a jego ulubione zostało zrobione w szatni stadionu Atletico Madyt - vincente Calderon. Widać na nim dwóch mężczyzn omawiających plany przed meczem. W sumie był to dziwny wieczór, podczas którego wspominali Tito i rozmawiali o wszystkim pod słońcem, ale nie o futbolu. Pep miał w głowie coś innego.
 
Od poniedziałku zawodnicy niecierpliwie czekali na szansę odegrania się na Madrycie. Pojawiło się przeczucie, że to spotkanie będzie historyczne, ale niewiele było zimnych analiz taktycznych. Pep dał się ponieść, a na konferencji prasowej nie był sobą.
 
To wtedy popełnił wielki błąd. Zapytał swoich podopiecznych jak się czują, a oni opowiedzieli mu o niemieckim talencie do wielkich comeback'ów, a także o pasji towarzyszącej podobnym wielkim nocom na Allianz Arenie, którą czuje każdy z nich. Wszyscy chcieli zagrać całym sercem i duszą. Musieli wyjść i mocno zaatakować od pierwszych sekund meczu.
 
Pep zmienił zdanie. 3-4-3 stało się 4-2-3-1, ale teraz optował za 4-2-4. Dokładnie tak jak zagrał w lipcu w Dortmundzie, w swoim debiucie. Wahał się pomiędzy cierpliwością a pasją, ostatecznie wybierając pasję. To nie zadziałało w Dortmundzie i nie zadziała teraz.
 
Poniedziałkowy trening składał się z 'rond", krótkich sesji z silnymi zrywami i dwóch 10-minutowych sparingów 11 vs 11. Na koniec 20 minut wrzutek i wykończeń akcji, co miało zwiastować obraz meczu rozgrywanego podczas jutrzejszego wieczoru. Alaba i Ribery mieli lekko podniesioną temperaturę i bóle gardła, a Javi miał problem z kolanem, czym Guardiola był zaniepokojny. Wyjściowa jedenastka została ostatecznie ustalona, a Pep wział Riberego na bok i powiedział mu, że zagra w pierwszym składzie.
 
W przedmeczowej rozmowie, w prezydenckim apartamencie Hotelu Charles, można było zauważyć optymizm w przeczuciach Monachijczyków - "Chłopaki, tu nie chodzi o wyjście na boisko i dobrą zabawę. Wychodzicie po to, żeby coś rozwalić. Skaczecie do szyi. Jesteście Niemcami, więc bądźcie Niemcami i atakujcie".
 
Koniec końców, ich historyczny mecz okazał się być katastrofą.
 
Pep bierze wszystko na siebie. W żaden sposób nie zwala winy na żądania piłkarzy i broni ich upewniając się, żeby zostali pominięci w pomeczowych debatach. Opuścił środek pola w dniu, kiedy jego zawodnicy musieli stawić czoła lwom. Dziś Pep zdradza własne zasady.
 
Po meczu, do późnych godzin nocnych, Pep przebywa za zamkniętymi drzwiami swojego biura, a wraz z nim Domenec Torrent, Carles Planchart i Manel Estiarte. Rzekomo są tam, aby wspólnie przeanalizować mecz, ale w rzeczywistości jego asystenci starają się podnieść go na duchu. Tamtej nocy mogli zobaczyć, że Pep jest człowiekiem złamanym.
 
"Przez cały sezon odrzucałem 4-2-4. Cały sezon. I zdecydowałem się zrobić to dzisiejszego wieczoru, najważniejszego wieczoru w roku. Zupełnie zjeb**e."
Źródło:
zachar

Komentarze

Trwa wczytywanie komentarzy...