DieRoten.pl
REKLAMA

REKLAMA

Tah: Kompany to wyjątkowy trener

fot. operations newsimages.co.uk /Photogenica

Jonathan Tah w końcu został oficjalnie zaprezentowany jako zawodnik Bayernu Monachium. Po zeszłorocznej sadze transferowej, która nie zakończyła się finalnie transferem, tym razem wszystko miało pozytywny finał.

29-letni defensor w swojej kolumnie dla “The Players Tribune” wracał do wydarzenia sprzed roku, kiedy to “Die Roten” mocno o niego zabiegali, ale ostatecznie nie doszło do porozumienia z Bayerem Leverkusen.

REKLAMA

– Właściwie to pożegnanie miało nastąpić już zeszłego lata. Powiedziałem “tak” Bayernowi Monachium i wszystko było już dopięte w 90%. Walizki miałem spakowane - dosłownie. Ale okazuje się, że w piłce nożnej 90% nie znaczy nic. Pojechałem z drużyną na obóz przygotowawczy, mimo że wiedziałem, że w każdej chwili może zadzwonić telefon. Chciałem być z chłopakami. Z niektórymi znałem się przecież prawie 10 lat. W tamtym czasie, przy takiej niepewności, naprawdę potrzebowałem tej rutyny. Samo to, że mogłem się z nimi pośmiać, bardzo mi pomogło.

Jonathan Tah opowiedział również z własnej perspektywy, jak czuł się podczas ostatnich miesięcy, kiedy jego nazwisko ciągle łączono z którymś topowym klubem.

–  To zabawne, bo przez ostatnie trzy miesiące to były tylko plotki. Można mieć dosyć ciągłego widzenia własnego nazwiska w mediach społecznościowych. Wszystko to staje się trochę absurdalne. Ludzie chyba nie zdają sobie sprawy, jak dziwna jest sytuacja, kiedy jesteś na etapie zmiany klubu. To nie jest FIFA na PlayStation. Siedzisz w domu na kanapie i próbujesz się zorientować, co się dzieje, a tu nagle różni ludzie piszą do ciebie: “Ej, Jona, powinieneś pójść do tego klubu, stary!”. A ja wtedy myślę: “Serio? A ty jesteś ich menedżerem? Bo oni się do mnie jeszcze nawet nie odezwali!”

– Nawet jeśli zgłasza się duży klub, to zaczynasz się zastanawiać... Czy oni naprawdę mnie potrzebują? Czy mam tam być liderem, czy tylko jednym z wielu? Te pytania naprawdę potrafią namieszać w głowie. Na końcu i tak musisz spojrzeć w lustro i zapytać samego siebie, czego naprawdę chcesz. A ja chcę być najlepszą wersją siebie, najlepszym Jona. Dla mnie tym miejscem jest Bayern.

29-latek nie ukrywa, że miał inne propozycje, ale Bayern był dla niego naturalnym wyborem, a sporym argumentem przemawiającym za “Die Roten” wydaje się osoba trenera, Vincenta Kompany’ego.

Miałem inne propozycje, bardzo dobre, szczerze mówiąc. Podobała mi się myśl o wyjeździe za granicę, nauce nowego języka, nowej kultury. Ale dla mnie najważniejszy jest rozwój osobisty, ludzie i atmosfera, a Bayern to jeden z najlepszych klubów na świecie, z naprawdę wyjątkowym trenerem.

– Śledziłem Vincenta Kompany’ego jeszcze, gdy grał w Hamburger SV. Sam byłem wtedy dzieciakiem marzącym o grze w moim lokalnym klubie. Już wtedy było widać, że zostanie jednym z najlepszych środkowych obrońców na świecie. Podziwiałem go wtedy i dziś podziwiam jeszcze bardziej. Teraz, kiedy sam stał się jednym z liderów swojego pokolenia. Obaj mamy afrykańskiego ojca i europejską matkę. Zawsze czułem, że to nas jakoś łączy. Kiedy z nim rozmawiasz, czujesz jego pasję, idee i wartości. Tak jak Xabi, najpierw widzi w tobie człowieka, dopiero potem piłkarza. Powiedział mi, jak widzi moją rolę w drużynie i jak może mi pomóc stać się lepszym środkowym obrońcą. Dokładnie to chciałem usłyszeć. Spodobała mi się wizja gry pod jego wodzą.

– Ostatecznie to, czego szukałem, mogę znaleźć tu, w Niemczech – dodał.

Źródło: theplayerstribune.com
admin

Komentarze

REKLAMA
Trwa wczytywanie komentarzy...