DieRoten.pl
Reklama

Menuge - Ribery zostanie do końca!

fot. a
Reklama

W zeszłym tygodniu Frank Ribery rozegrał swój 50 mecz w Lidze Mistrzów, a w dwa dni temu świętował swoje 31 urodziny. W miniony piątek z kolei ukazała się w Niemczech biografia piłkarza pod tytułem „Franck”. TZ postanowiło w związku z tym porozmawiać z Alexisem Manugem, autorem książki oraz wieloletnim korespondentem francuskiej gazety L’Equipe.

TZ – Panie Manuge, od jak dawna zna Pan Franka Riberyego?
Menuge – Znamy się od lipca 2007 roku. Wówczas został zaprezentowany jako piłkarz Bayernu. Byłem wtedy w imieniu L’Equipe podczas obozu treningowego w Donauerschingen. Nasza znajomość stała się jednak dopiero później bliższa.

Jak to?
Spotkaliśmy się na obiad czy też kawę. Z jednej strony wyszło to spontanicznie. Wtedy jeszcze nie istniał przykaz, według którego wywiady z piłkarzami mogą zostać przeprowadzone wyłącznie na Säbener Straße.

Ribery trafił do Monachium za 25 mln euro jako nieoszlifowany diament. Jaką opinią cieszył się w tamtym okresie?
We Francji mówiło się, że wyśmienicie zaczyna rozgrywki, po czym w zimę wpada w głęboki dołek, aby na wiosnę ponownie wrócić do formy. Wiedziałem, że Niemcy mogą mu pasować, że przerwa zimowa dobrze mu zrobi. Krążyły wtedy też doniesienia o podejrzanych doradcach, którzy co rusz mu wmawiali, że powinien zmienić klub. Do tej historii pasuje przecież epizod półrocznej gry w Turcji. Jego sytuacja mnie martwiła.

Co ma Pan na myśli?
W magazynie France Football ukazał się wywiad z nim, którego nawet nie udzielił. Podobno wypowiadał się w jego imieniu – bądź też i nie – doradca. Obawiałem się, że współpraca z nim może być ciężka. Przynamniej jeśli mowa i pierwszych dwóch sezonach, bo nie myślałem, że zostanie na dłużej!

Myślał Pan, że odejdzie równie szybko jak z wcześniejszych klubów?
Oczywiście. On jednoznacznie dawał do zrozumienia, że Bayern to dla niego jedynie przystanek, odskocznia. Jego celem była gra dla Realu bądź Barcelony.

Na czym polegał problem, że Riberyemu tak ciężko było zadomowić się w Monachium?
Wpłynęło na to kilka czynników. Jego francuscy koledzy Willy Sagnol i Valerien Ismael ciągle byli kontuzjowani, przez co w ogóle się nie widzieli. Jego jedynym kolegą był Daniel van Buyten. Żona Francka nie chciała początkowo mieszkać z nim w Monachium, przez co bardzo często gościł w domu Belga. Poza tym, siedząc w swoim domu w Grünwald był dość osamotniony. Ogólnie czuł się sfrustrowany.

Również sportowo radził sobie z czasem gorzej, choć początek miał świetny. W czym tkwiła przyczyna?
Problemy zaczęły się wraz z przybyciem Klinsmanna. Mógł wówczas robić, co mu się tylko podobało. Nawet nie myślał, aby pomagać w obronie, co w sumie pomaga mu w grze. Dodatkowo Klinsmann kazał mu trenować fitness, zaniedbując założenia taktyczne. To sprawiło, że był nieszczęśliwy. Pewnego dnia zauważył: tak nie da się wygrać Ligi Mistrzów! Gdy do klubu wpłynęła oferta z Madrytu, to myślał tylko o odejściu. Jednak szefowie klubu jakoś go opanowali.

W kwietniu 2010 roku światło dzienne ujrzał skandal z prostytutką.  Jakie znaczenie miało to dla Pana i Pańskiej relacji z Riberym?
Francuskie media rzuciły się na ten materiał. L’Equipe też o tym pisało. Od tamten chwili ze sobą, nie rozmawialiśmy.

Pan osobiście nigdy na ten temat nie pisał?
Nie rozmawiał z żadnym francuskim dziennikarzem. Gdy podczas Mistrzostw Świata doszło do skandalu z reprezentacją i bojkotem francuskich gwiazd, to wszystko zostało stracone. 17 miesięcy nie odzywaliśmy się do siebie. Później Daniel van Buyten nas łatwo połączył.

W najbliższym czasie Uli Hoeneß trafi do więzienia. Jest mentorem Riebryego. Pełni dla niego funkcję ojca. Czy zmieni się coś dla Francka?
Nie, na pewno nie teraz. Gdyby afera Hoeneßa miała miejsce w czasie, gdy Riberyego dotknęła ostra krytyka, czyli w latach 2010 oraz 2011 – to z pewnością nie grałby już w piłkę. To, co uczyniono dla niego w tym czasie, nie uczyniłby żaden inny klub. To byłby dla niego koniec. FC Barcelona czy Real Madryt nie wspierałyby go, jestem pewien. On tez jest tego świadomy. Dlatego też zostanie w Monachium aż do końca.

 

Źródło:
kornkage

Komentarze

Trwa wczytywanie komentarzy...