Po weekendowych zapowiedziach walki o fotel prezesa Bundesligi, Uli Hoeness nagle zrezygnował z kandydatury. Ta decyzja wywołała niemałe zdziwienie wśród obserwatorów.
Przez 31 lat pobytu w Monachium Uli nie stronił od różnego rodzaju konfrontacji, uszczypliwych komentarzy w kierunku konkurencji, urzędników, zawodników a nawet fanów. Tym większe zaskoczenie, że tym razem odpuścił rywalizację z obecnym prezesem - Reinhardem Rauballem.
Powody kapitulacji podawane przez media są różne i mało spójne. Najwięcej można dowiedzieć się z wtorkowego wywiadu, jakiego Hoeness udzielił gazecie Sueddeutsche Zeitung.
"Wpakowałbym się w zbyt dużą liczbę konfliktów interesów" - tłumaczy prezydent FCB - "Były trzy główne powody, które skłoniły mnie do wycofania mojej kandydatury".
Hoeness przyznał, że jego rodzina popierała jego kandydaturę, ale wielu fanów Bayernu martwił fakt, że Uli wyniesie wiele spraw i metod stosowanych w klubie. Praca jako prezydent Deutsche Fussball Bund wymaga dużo czasu, a w życiu Uliego musi być jeszcze miejsce na działalność charytatywną.
DFL to stowarzyszenie pierwszych 36. drużyn w Niemczech, grających w pierwszej i drugiej klasie rozgrywek. Jej główne cele to odpowiedzialność za marketing oraz licencje. Hoeness, który przez trzy dekady budował potęgę Bayernu mógłby bardzo wiele dać związkowi i doskonale pasowałby na prezesa. Swoją kandydaturę reklamował jako finansowe profity dla każdego z klubów wchodzących w skład związku.
"Druga liga zyskałaby szczególnie, ponieważ mogę pomóc zdobyć większą liczbę pieniędzy" - mówił Uli w wywiadzie dla Bild am Sonntag - "Wtedy moglibyśmy dać więcej małym klubom bez zabierania pieniędzy z wielkich".
Pomimo waśni i niezbyt najlepszych relacji osobistych z innymi włodarzami klubów Bundesligi, Hoeness mógł liczyć na poparcie i był realnym zagrożeniem dla Rauballa, który teraz ma otwartą drogę do reelekcji.
Komentarze