Transfer Francka Ribery'ego do Bayernu to historia pełna zwrotów akcji. Uli Hoeness był tak szczęśliwy po jego sfinalizowaniu, że... stracił na miesiąc prawo jazdy. Poznajcie kulisy jednego z najważniejszych transferów w historii klubu.
Jak się później okazało, lato 2007 roku było niezwykle ważne historii Bayernu. Po rozczarowującym sezonie, w którym klub nie zdołał nawet zakwalifikować się do Ligi Mistrzów, Uli Hoeness postawił sobie jeden cel: sprowadzić Francka Ribery’ego z Olympique Marsylia. Francuski skrzydłowy był jednym z najbardziej pożądanych graczy w Europie i miał przywrócić Bayern na szczyt.
Negocjacje od początku były skomplikowane. Jeden z niemieckich agentów zapewnił Hoenessa , że mogą pozyskać Ribéry’ego za 15-20 milionów euro. Obaj, pełni optymizmu, polecieli prywatnym odrzutowcem do Paryża, by sfinalizować umowę.
Rzeczywistość okazała się jednak inna, a włodarze Olympique Marsylia początkowo chcieli ponad 30 milionów euro. Ostatecznie transfer zamknął się w kwocie około 25 milionów, co w tamtym czasie było rekordem Bundesligi.
Jak czytamy w “TZ”, gdy transfer w końcu stał się faktem, Hoenessa ogarnęła tak wielka euforia, że zapomniał o wszelkiej ostrożności. Jadąc przez monachijską Leopoldstraßsse, zbyt mocno wcisnął pedał gazu. Konsekwencją było zatrzymanie prawa jazdy na miesiąc.
– Byłem wtedy tak euforycznie nastawiony, że na Leopoldstrasse pojechałem za szybko – wspominał po latach ten pamiętny dzień Hoeness.
REKLAMA
Niemiec przyjął karę z humorem. Dla niego utrata prawa jazdy była niewielką ceną za, jak sam to określił, “najlepszy transfer w jego karierze”.
Komentarze