Hermann Gerland, legendarny trener i asystent, który przez 20 lat pracował w Bayernie Monachium, słynął ze swojego oka do wyszukiwania talentów. W niedawnym wywiadzie dla magazynu "Kicker" zdradził kilka historii zza kulis, które pokazują, jak blisko pozy
Najgłośniejszym nazwiskiem, które padło w rozmowie, jest bez wątpienia Erling Haaland. Gerland dostrzegł potencjał Norwega na długo zanim ten stał się globalną gwiazdą. Okazuje się, że temat jego transferu do Monachium był bardzo realny.
– Wskazałem na niego, gdy grał jeszcze w Molde. Prowadził negocjacje w Monachium, chciał zarabiać od 10 do 15 tysięcy euro miesięcznie i kosztowałby 2.8 miliona euro – wspomina Gerland.
Dziś rynkowa wartość napastnika Manchesteru City szacowana jest na około…180 milionów euro. Ostatecznie Haaland trafił wtedy do RB Salzburg, skąd przez Borussię Dortmund dotarł na sam szczyt światowego futbolu.
Podobna historia dotyczyła Dayota Upamecano. Gerland polecał Francuza, zanim ten przeniósł się do Salzburga. Wtedy jego transfer kosztowałby zaledwie 2.2 miliona euro. Stoper ostatecznie i tak trafił do Bayernu, ale kilka lat później Bawarczycy musieli za niego zapłacić 40 milionów więcej
Rekomendacje Gerlanda nie zawsze były oczywiście ignorowane. Jedną z tych, która przyniosła klubowi ogromne korzyści, była jego walka o zatrzymanie w Monachium Thomasa Muellera. Ówczesny trener, Juergen Klinsmann, nie widział dla młodego zawodnika miejsca w składzie i był gotów sprzedać go do Hoffenheim za 3,5 miliona euro.
Gerland stanowczo się temu sprzeciwił, co nie spodobało się nawet potężnemu Uliemu Hoenessowi.
– Tak, dostałem za to reprymendę od Hoenessa, bo powiedziałem, że Mueller zostaje – opowiada Gerland.
Swoją decyzję argumentował bardzo prosto.
– Powiedziałem, że Mueller zawsze strzela bramki.
Komentarze