W ostatnich latach Bayern Monachium, niegdyś synonim sukcesu i magnes na największe talenty, zdaje się mieć coraz większe problemy z pozyskiwaniem najbardziej popularnych i rozchwytywanych piłkarzy na świecie...
Choć bawarski gigant wciąż dominuje na krajowym podwórku i regularnie melduje się w Lidze Mistrzów, to jednak ostatnio brakuje mu tego “czynnika X”, który przyciągałby crème de la crème światowej piłki.
Co takiego stało się z Bayernem, że od pewnego czasu nie jest już pierwszym wyborem dla najbardziej pożądanych nazwisk na rynku? Czy Bawarczycy będący niegdyś dla większości zawodników - szczególnie tych z Bundesligi, piłkarskim Olimpem, biletem pierwszej klasy lotniczej, stał się już “zaledwie” klasą biznesową?
Takie pytania krążą po mojej i zapewne także wielu innych kibiców Bayernu głowie już kolejne okienko transferowe z rzędu.
Chcąc, nie chcąc, na ten moment powinniśmy zaakceptować fakt, że aktualnie nie jesteśmy najatrakcyjniejszym kierunkiem dla futbolowego świata, niestety. A przynajmniej ja zaakceptowałem taki stan rzeczy, bo uważam, że na tą chwilę znajdujemy się w takim położeniu. Oczywiście nie dla wszystkich jesteśmy nieatrakcyjni, bo jak widać nadal potrafimy przyciągnąć takich graczy, jak na przykład Michael Olise. Choć też umówmy się od razu - Francuz nie był najgorętszym nazwiskiem na rynku podczas tamtego okienka. Wyjątkiem jest także Harry Kane, który to był ostatnim WIELKIM transferem do Monachium. Wraz z rozpoczęciem nadchodzącego sezonu, od momentu jego ściągnięcia miną już 3 kolejne letnie okna transferowe. W świecie futbolu to bardzo dużo…
Najlepsi czy też najbardziej hype’owani obecnie gracze kierują swoje oczy i lokują swoje ambicje i marzenia gdzie indziej. Nawet jeśli Bayern wykazuje nimi zainteresowanie. Choć Florian Wirtz i cała saga z nim związana, która trwała kilka lat, była misternie planowana i realizowana przez zarząd, a ostatecznie i tak zakończyła się fiaskiem. To zostanie z pewnością zapamiętana jako jedna z największych o ile nie największa porażka transferowa Bawarczyków. Tak również innych przykładów, które nie doszły do skutku w ostatnich latach, można by zliczyć co najmniej kilka.
Myślę, że ku temu znajdzie się kilka powodów.
Brak ligowej konkurencji i zbyt mała atrakcyjność rozgrywek
Dominacja Bayernu w Bundeslidze jest bezsprzeczna. Od dekady wygrywają mistrzostwo Niemiec, często z dużą przewagą nad resztą stawki. Choć dla nas kibiców jest to powód do dumy, dla czołowych piłkarzy może być to miecz obosieczny. Najlepsi gracze świata pragną rywalizować na najwyższym poziomie każdego tygodnia, a brak realnej konkurencji w lidze niemieckiej może sprawić, że Bundesliga wydaje się mniej atrakcyjna niż Premier League czy La Liga, gdzie walka o tytuł toczy się do ostatniej kolejki. Co w Niemczech ma miejsce zdecydowanie rzadziej. Dla zawodników ceniących sobie wyzwania i intensywną rywalizację, monotonia ligowych rozgrywek w Niemczech może być zniechęcająca.
Poza tym Bundesliga, mimo że bardzo dobra sportowo, to jednak nie jest tak bogata i medialna jak angielska Premier League oraz nie tak rozpoznawalna jak hiszpańska La Liga. Choć zasada “50+1” hołduje romantycznemu podejściu do futbolu i stawia kibiców ponad pieniądze, to w ostatecznym rozrachunku i przede wszystkim w obecnych czasach - ma to coraz mniejsze znaczenie i poważanie w środowisku piłkarskim. Szczególnie tym, poza granicami Niemiec. A właśnie ta reguła skutecznie blokuje możliwość przejęcia klubów przez prywatnych inwestorów i sponsorów, mogących wnieść wielkie pieniądze do klubu, a w konsekwencji - większe zainteresowanie medialne i idące za tym o wiele wyższe umowy telewizyjne, które tworzą choćby taką przepaść (500 mln €) między najbogatszą Premier League , a drugą Bundesligą.
Trener
Vincent Kompany, to póki co trener na dorobku. Podkreślam - trener, a nie piłkarz. Bez żadnych sukcesów (oprócz właśnie zdobytego mistrzostwa z FCB) na arenie klubowej czy reprezentacyjnej. Bez CV w wielkich klubach i obycia z największymi gwiazdami. Bez wieloletniego doświadczenia w najmocniejszych ligach i turniejach. Bez swojej rozpoznawalnej wizji i filozofii gry - co też podobno miało wpływ na ostateczną decyzję Wirtza. Na obecną chwilę Belg nie znajduje się prawdopodobnie nawet w top 20-30 najlepszych trenerów świata. Owszem - obiecujący, młody, ambitny, szybko wyciągający wnioski i chcący się uczyć. Do tego były świetny zawodnik. To wszystko jednak zdecydowanie za mało dla graczy wielkiego formatu, którzy przy potencjalnym transferze kierują się czymś więcej niż samymi pieniędzmi.
Finanse
Bayern potrafi zapłacić dużo piłkarzowi, a także słono za piłkarza. Mimo to powszechnie wiadomo, że też nie może rywalizować z najbogatszymi jeśli chodzi o sumy transferowe i wartości kontraktów. Co prawda pewne granice, których Bayern miał ponoć nigdy nie przekroczyć (100 mln € wg. Hoeneßa), przekroczył już choćby przy transferze Kane’a. Jednak z drugiej strony, Duma Bawarii nie może sobie pozwolić na takie ruchy nawet co 2 czy 3 lata. Mało tego, nie ma też środków, by dokonać kilku transferów po kilkadziesiąt milionów w jednym okienku. Jak praktycznie co sezon czyni chociażby Manchester City, Real Madryt, a także Manchester United i PSG. Również stawkami proponowanymi zawodnikom Bawarczycy nie przebiją także zespołów z Półwyspu Arabskiego czy innych szejko/oligarcho-klubów.
Sytuacja wewnątrz klubu
To kolejna bardzo duża ujma na wizerunku Monachijczyków w ostatnich latach. Niespójna wizja rozwoju klubu i strategii transferowej. Skomplikowana hierarchia zarządzania i zbyt częsta niekonsekwencja i brak stanowczości władz klubowych w kluczowych momentach. Częste roszady na kierowniczych stanowiskach. Do tego dochodzi bardzo wiele niekontrolowanych przecieków na temat potencjalnych ruchów transferowych. Te zaś wprowadzają niepotrzebny chaos i frustrację u zainteresowanych stron. Prowadzi, to do dużego podbijania stawek i przedłużania negocjacji. Co w dłuższej perspektywie nie służy nikomu i wygląda co najmniej mało profesjonalnie. Niegdyś będące atutem Bawarczyków podczas transferów - ład, cisza, skrupulatność, przygotowanie i pełne zorganizowanie, od kilku lat zamieniły się w antonimy tych cech i nie świadczą dobrze o tym co dzieje się w klubie.
Ostatnia saga trenerska
Choć Bayern już w przeszłości miewał problemy ze sprowadzaniem do siebie konkretnych graczy - co w tej branży jest jak najbardziej normalnym zjawiskiem, tak nigdy nie miał większych problemów z obsadzaniem funkcji pierwszego trenera drużyny. Do czasu. Wydarzenia, które miały miejsce przed rozpoczęciem niedawno zakończonego sezony były bez precedensu. Niemieckiemu gigantowi odmówił nie tylko cel główny, którym to był Xabi Alonso, ale także wiele alternatyw dla Hiszpana, które wydawało się, że są pewniakami co do przejęcia zespołu po Thomasie Tuchelu. I tak za propozycję objęcia sterów w Monachium oficjalnie podziękowali Ralf Ragnick, Roger Schmidt, Oliver Glasner, Sebastian Hoeneß, Roberto de Zerbi, a także poprzednik Tuchela, pełniący aktualnie rolę selekcjonera reprezentacji narodowej Niemiec Julian Nagelsmann, który to wstępnie chciał wrócić, by udowodnić coś w Monachium, ale ostatecznie po namowach władz DFB, postanowił kontynuować współpracę ze związkiem. Nieoficjalnie, ale jednak głośno i otwarcie mówiło się także o niepowodzeniu rozmów z legendarnym Zinedinem Zidane’em. Tak samo jak z Arne Slotem, którego projekt objęcia schedy po Jürgenie Kloppie w Liverpoolu, skusił bardziej niż gorący stołek w stolicy Bawarii. Czerwoną kartkę pokazał Bayernowi również Hansi Flick, który w pewnym momencie miał być także bliski powrotu na “stare śmieci”, jednak ostatecznie nie doszło do porozumienia, a Flick jak wiadomo został trenerem FC Barcelony.
Po tych perturbacjach, wierchuszka Bayernu była już tak sfrustrowana, że w akcie desperacji próbowała nawet namówić ledwo zwolnionego Tuchela na pozostanie przynajmniej na kolejny rok. Ten jednak pokazał swoją dumę i także podziękował za współpracę. Ostatecznie zatrudniono w ogóle nie branego przez większość czasu poszukiwań, żółtodzioba Kompany’ego. Jedenaście dużych nazwisk odmówiło prowadzenia jednego z największych klubów piłkarskich na świecie. A ile było jeszcze za kulisami? Tego prawdopodobnie już się nie dowiemy. Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia. I to na pewno dało i daje do myślenia wielu piłkarzom, którymi Bayern wyraża swoje zainteresowanie. Takie rzeczy nie są zrządzeniem losu i zwykłym pechem. Za takimi seryjnymi rezygnacjami z takiej funkcji w takim miejscu, musi kryć się coś więcej niż tylko czynniki losowe i indywidualne. A to zaś na pewno nie świadczy dobrze o aktualnej kondycji i sytuacji w klubie.
Zmiana wpływu i znaczenia agentów oraz rynkowych trendów
Rynek transferowy ewoluuje, a rola menadżerów piłkarskich staje się coraz większa. Agenci szukają dla swoich klientów nie tylko najlepszych warunków finansowych, ale także największej ekspozycji medialnej i możliwości budowania marki i wizerunku. Niemiecka Bundesliga, choć bardzo popularna, nie generuje takiego globalnego zasięgu i szumu medialnego jak Premier League czy hiszpańska La Liga. Dla większości bardzo obiecujących i perspektywicznych zawodników jest to idealne miejsce i rozgrywki do wybicia i pokazania się światu. Jednak dla gotowych już gwiazd czy mających swoje “5 minut” piłkarzy, liga z zaledwie jednym wielkim zespołem, to może być trochę za mało. To może wpływać na decyzje agentów, którzy doradzają swoim podopiecznym wybór lig, które zapewnią im większą widoczność i możliwości marketingowe.
Nie pomaga także fakt, że Bayern jest klubem, który nie lubi puszczać zawodników, na których im zależy przed wygaśnięciem kontraktu. Nawet jeśli ci wyrażają chęci by opuścić Monachium. Także brak umieszczania w kontraktach klauzul wykupu, które mają miejsce w większości innych klubów, nie są na rękę większości sprowadzanym graczom. Jednak na tym polu, Bayern musiał zacząć iść na ustępstwa. Choćby po to, by zatrzymać u siebie Jamala Musiale, dla którego było to jedno z kryteriów przedłużenia kontraktu. I przy obecnym trendzie, nic nie wskazuje, by miało to się zmienić. A wręcz większość dużych nazwisk będzie tego wymagać przy ustalaniu warunków potencjalnego transferu.
Filozofia klubu - czy “Mia san Mia” to wciąż atut?
Hasło “Mia san Mia” (My to my) odzwierciedla silną tożsamość i wartości Bayernu. Klub stawia na jedność, dyscyplinę i rozsądek. Choć to budzi szacunek, może być jednocześnie barierą dla niektórych supergwiazd, które szukają większej swobody i statusu ikony. Bayern, w przeciwieństwie do niektórych klubów, unika budowania składu wokół jednego zawodnika, preferując zgrany kolektyw. Taka filozofia, choć skuteczna, może nie odpowiadać wszystkim największym indywidualnościom. Szczególnie w dzisiejszych czasach, w których podejście i wartości społeczne mocno się zmieniły w porównaniu do poprzednich dekad.
Podsumowanie
Mimo, że Bayern Monachium to nadal wielka i uznana marka, to obecnie nie jest pierwszym wyborem większości najlepszych i najbardziej obiecujących graczy. Choć pieniądze mają tu bardzo duże znaczenie, to na pewno nie pomaga fakt ostatnich zawirowań i problemów w klubie na kilku płaszczyznach. Z drugiej strony jest jasną rzeczą , że nie dzieje się tu póki co żadna tragedia. W końcu świeże przedłużenie umów z takimi zawodnikami jak Musiala czy Davies, dają sygnał konkurentom oraz rynkowi, że to wciąż jedno z najlepszych miejsc na prowadzenie swojej kariery w świecie futbolu. W wielu innych klubach miały i mają miejsce o wiele gorsze sytuacje i przypadki. Przykładem niech będzie Manchester United czy AC Milan. Choć są to kluby z bardzo bogatą historią, potężnym zapleczem oraz rzeszą fanów, to od wielu lat, nie potrafią nawiązać do swoich najlepszych czy choćby dobrych okresów. Nie wliczając w to pojedynczych tytułów, które wciąż zdarza się im zdobyć, ale ledwo raz na kilka lat. Tak czy inaczej widać jak na dłoni, że w Bayernie obecnie nie do końca wszystko jest tak jak było kiedyś. Odmowy tylu trenerów czy piłkarzy pokroju Wirtza nie są dziełem przypadku. Powody, które przedstawiłem, choć nie są wierzchołkiem góry lodowej, a raczej sednem problemów, nie mogą pozostać niezauważone przez szefów klubu, jeśli ten nie chce wpaść w spiralę takich zdarzeń. A nam kibicom pozostaje trzymać kciuki, by klub wrócił na odpowiednie tory i znowu zaczął słynąć z tego, na czym zbudował swoją legendę.
Niech blask Gwiazdy Południa znowu zacznie ogrzewać swoich kibiców, kusić i przyciągać tych najlepszych, najzdolniejszych graczy na rynku oraz oślepiać i zawstydzać konkurencję swoim majestatem.
MIA SAN MIA!
Komentarze