Wydaje się, że w Monachium panuje niemały niepokój. Publiczne ataki Uliego Hoenessa na ekspertów to tylko wierzchołek góry lodowej - czytamy w "Sport1". W tle toczy się walka o reputację klubu.
Choć Bayern Monachium przebywa tysiące kilometrów od domu, przygotowując się do meczu z PSG w ramach Klubowych Mistrzostw Świata, krajowe problemy nie dają o sobie zapomnieć. Głośne spięcia na linii Hoeness – Matthaeus to tylko część większej układanki, która spędza sen z powiek szefom mistrza Niemiec.
Jak bowiem pisze Stefan Kumberger, w Monachium rośnie obawa o utratę reputacji i siły przyciągania na rynku transferowym. To, że gwiazdy pokroju Floriana Wirtza czy Nico Williamsa odrzucają oferty Bayernu, jest dla władz klubu bardzo bolesne. Co więcej, kolejnym ciosem jest fakt, że zawodnicy, którzy – jak Nick Woltemade – wyraźnie chcą przenieść się do Monachium, póki co nie mogą tego zrobić, a cała sytuacja jest dodatkowo komplikowana przez medialny szum.
Stara szkoła Uliego Hoenessa
Ostatnia ofensywa Uliego Hoenessa na Lothara Matthaeusa i innych ekspertów telewizyjnych, mają nie brać się znikąd. Władze Bayernu obawiają się o swój wizerunek i to właśnie w ten sposób próbują go chronić. Wewnątrz klubu panuje przekonanie, że na drwiny i krytykę należy odpowiadać publicznie i z odpowiednią siłą. To stara i – jak pokazuje historia – w dużej mierze skuteczna szkoła Hoenessa.
W całą sprawę zaangażowany jest również dyrektor sportowy Max Eberl, który niedawno w rozmowie ze SPORT1 wysłał czytelny sygnał.
– W tej chwili bardzo dużo dzieje się wokół nas. Istnieje coś, co nazywa się dziennikarstwem transferowym, które stało się ekstremalne. Można by sprawdzać newsy codziennie, a nawet co godzinę. Ja staram się od tego uwolnić i mam nadzieję, że inni również... – powiedział Eberl.
REKLAMA
Jego słowa odczytano jako jasny komunikat skierowany do szefów VfB Stuttgart, z którymi Bayern negocjuje transfer Woltemade. Przekaz jest prosty: nie traćcie głowy i nie dajcie się ponieść nerwom. Zdaniem Stefana Kumbergera, reportera SPORT1, obecna sytuacja pokazuje, w jak trudnym położeniu znalazł się Bayern.
– Bayern chce wysłać sygnał na rynku transferowym i naprawdę tego potrzebuje. Chcą udowodnić, że wciąż mają siłę przyciągania. Kilka lat temu Robert Lewandowski trafił do nich z tej samej ligi za darmo. Dziś transfery tej skali wydają się mało prawdopodobne – analizuje dziennikarz.
Komentarze