DieRoten.pl
Reklama

Smutny Demichelis

fot. J. Laskowski / G. Stach
Reklama

Martin Demichelis nie może odnaleźć formy 2007-2008, kiedy to był jednym z głównych autorów rekordu Bayernu Monachium pod względem najmniejszej ilości straconych bramek. Środkowy obrońca FCB przebywa w stolicy Bawarii od 2003 roku i przez ten okres czasu najwyraźniej zatęsknił za ojczyzną. Na ten stan wpływają także warunki pogodowe, jakie panują w Niemczech...

 

Jak się okazuje Micho w Monachium po prostu jest smutny. Jego zdaniem zarówno trener jak i pozostali piłkarze nie rozumieją go. "Brakuje mi Argentyny. Żyję tutaj sam z moją żoną i synem. W kadrze nie mam przyjaciół z Ameryki Południowej czy inny zawodników. Niektórzy mogą powiedzieć, że trzeba do tego przywyknąć, ale ja jestem innego zadania. Nie mówię, że życie w Argentynie jest znacznie lepsze niż tutaj, ale tam są 3 główne powody mojego życia: moja ojczyzna, moja rodzina, moja historia" stwierdził Demichelis w wywiadzie dla magazynu Kicker.

 

Bardzo ciężko jest powrócić Martinowi po 10-cio dniowym urlopie w słonecznej Argentynie. "W Ameryce Południowej ludzie zawsze są ze sobą blisko, w dobrym humorze, przyjacielscy. Po treningach zawodnicy spędzają ze sobą prawie cały dzień. Z kolei tutaj zajęcia się kończą, wszyscy rozchodzą się w inne kierunki, a ja siedzę sam w domu z żoną i dzieckiem" żalił się Micho.

 

Argentyńczyk ma również pretensje do trenera Louisa van Gaala, u którego miał pod górkę od samego początku przygody Holendra z Bayernem. "Szkoleniowiec preferuje grę z Danielem van Buytenem i Holgerem Badstuberem w środku obrony. Lucio odszedł, a ja jestem tylko zmiennikiem".

 

Z powodu kontuzji Martin wypadł ze składu na dwa miesiące. "Trener nie mógł mnie dobrze poznać w tym czasie" uważa piłkarz FC Bayern. Demichelis wrócił do zdrowia i ciężko trenował, jednak szkoleniowiec nie dostrzegał w nim kandydata do gry w pierwszym składzie: "Jestem chyba pierwszym piłkarzem na świecie, który najpierw wrócił do gry w reprezentacji, a później w klubie. Wróciłem do Monachium i usiadłem dwa, trzy razy na ławce".

 

"Inni piłkarze, którzy także odnieśli kontuzje, wracali do gry natychmiast" mówi Martin mając na myśli Marka van Bommela, "sygnał więc był dla mnie jasny: nie jestem już ważny dla drużyny i trenera. Byłem zawiedziony, bo spodziewałem się takiego samego traktowania jak w przypadku Marka. Jeśli więc nie jest wystarczająco dobry, najchętniej wróciłbym do domu".

 

Źródło: www.sport.de

Źródło:
haj

Komentarze

Trwa wczytywanie komentarzy...