DieRoten.pl
Reklama

Tho-mas(z) ci los

fot. daykung / Photogenica
Reklama

Serdecznie zapraszamy wszystkich naszych czytelników do przeczytania kolejnego felietonu, którego autorem jest użytkownik Alfik91 aka AllFick.

Parafrazując znany cytat z Nowych Aten Benedykta Chmielowskiego: „Tuchel, jaki jest, każdy widzi.”

Po upłynięciu niemalże roku od przejęcia sterów w monachijskim klubie przez Thomasa Tuchela, można stwierdzić, że nie wszystko układa się tak jak powinno. A w sumie to niewiele…

Liczby, a przede wszystkim znaczenie porażek jakich doznał Bayern pod jego wodzą na przestrzeni zaledwie kilku miesięcy, przysłaniają zdobyty ten jeden, ale jakże ważny dla klubu i kibiców tytuł mistrzowski. Jednak i ten wygrany został w stylu pozostawiającym wiele do życzenia - w ostatniej kolejce ligowej, i to dzięki uprzejmości rywali z Dortmundu, którzy wyłożyli się na krok przed metą.

Myślę, że tylko neutralni kibice kopanej i fani horrorów klasy “B”, byli zadowoleni ze stylu w jakim rozstrzygnęła się końcówka sezonu. Natomiast dla każdego prawdziwego fana Dumy Bawarii było to smutne i przykre, że tak mocna ekipa na tle reszty ligi, musiała drżeć do ostatnich sekund o obronę 11 tytułu mistrza z rzędu. I choć trzeba zaznaczyć, że przeciwnicy z Zagłębia Ruhry jak już dawno nie, tak tym razem starali dotrzymywać się kroku. To jednak Bawarczycy sami sobie zgotowali taką, a nie inną sytuację.

Dumą nie napawają również inne potknięcia w najmniej odpowiednich momentach. Prowadząc drużynę w dziewięciu ostatnich meczach poprzedniego sezonu, Tuchel zdążył ponieść w lidze dwie porażki i jeden remis. Jakby tego było mało dołożył również przegraną w Pucharze Niemiec. Odpadając z tych rozgrywek po raz drugi z rzędu. Do tego wszystkiego przegrał z kretesem z Manchesterem City w Anglii (co prawda z późniejszym triumfatorem), w Monachium ledwie remisując. Bilans za sezon 22/23 od objęcia drużyny pod koniec marca prezentuje się następująco:

12 meczów - 6 zwycięstw, 2 remisy oraz 4 porażki.

Dość sporo jak na tak niewielką liczbę poprowadzonych spotkań. A przecież zwolniony wcześniej Nagelsmann, choć również miewał swoje dziwne zagrania czy niewytłumaczalne ruchy taktyczne. Nadal brakowało mu doświadczenia. Szczególnie z innych wielkich lig czy klubów oraz obycia z gwiazdami światowego formatu. A także nie wystrzegł się kilku bolesnych eliminacji (DFB Pokal, CL). To jednak w momencie, w którym został zwolniony, grał nadal na trzech frontach i miał szanse na wszystkie możliwe trofea. Mając już przecież zdobyty Superpuchar na starcie sezonu. Rożnica po 25 kolejkach między pierwszym, a drugim sezonem Juliana w stolicy Bawarii wynikała z większej ilości odniesionych remisów kosztem zwycięstw w sezonie drugim. Jednak zaliczając przy tym porażkę mniej niż w poprzednim. Aczkolwiek czy decyzja o pozostawieniu go wtedy na stanowisku przyniosłaby te tytuły? Tego już się nigdy nie dowiemy. Jednak spoglądając na początek przygody Tuchela w Bayernie i co za tym idzie - dokończenie poprzedniego sezonu, można było odnieść mocno mieszane uczucia.

Obecna kampania jest zdecydowanie najciekawsza od wielu sezonów. Nawet mimo zeszłej, bardzo gorącej końcówki, ta przynosi emocje od samego początku. Nareszcie (dla dobra ligi) na horyzoncie pojawił się przeciwnik dotrzymujący kroku Bayernowi na przestrzeni wszystkich dotychczas rozegranych spotkań, a nie ledwo kilku kolejek. Mało tego, to oni sami czyli Bayer Leverkusen od początku wybijają rytm. Przez to, to Gwiazda Południa musi utrzymywać narzucone tempo i dostosowywać się do warunków jakie stawiają Aptekarze. Jak dotychczas rywal nie pomylił się ani razu. I nawet w gorszych momentach potrafił przeciągać mecze na swoją korzyść. Co zaowocowało choćby brakiem jakiejkolwiek porażki w bieżących rozgrywkach.

Drużyna, którą pod swoją filozofię i wizję zbudował były, wielki zawodnik Bayernu, ale także, a nawet przede wszystkim Liverpoolu i Realu Madryt - Xabi Alonso. Zachwyca kibiców i ekspertów swoją grą pod względem wizualnym. Także mentalnością, systematycznością i stabilnością. Bez ogromnych nakładów finansowych i transferów z najwyższej półki, Alonso zbudował zespół potrafiący poradzić sobie z każdym rywalem. Narzucając mu przy tym własny styl.

Wielu kibiców już teraz z pewną dozą podniecenia i wypiekami na twarzach snuje wizje o grze Monachijczyków pod batutą hiszpańskiego dyrygenta. Jednak w tym całym tłoku myśli i różnych wyobrażeń, trzeba spojrzeć na jego kandydaturę w bardziej przyziemny i zdystansowany sposób. Jednak o tym innym razem.

W każdym razie wracając do aktualnej sytuacji w Monachium, to szkoleniowiec Bayernu znalazł się w sytuacji w jakiej ostatnio był bodajże Louis van Gaal, a następnie Jupp Henckess. Musząc gonić rywala i liczyć na jego potknięcie. Przy tym samemu wygrywając wszystkie możliwe spotkania. I choć póki co nie można mówić o nadchodzącej tragedii w postaci utraty mistrzowskiej patery, przerwania tak pięknej serii i wyjątkowego rekordu, bo zostało jeszcze dużo meczy… Choć nie, zaraz - pisałem te ostatnie zdanie jeszcze przed spotkaniem - jak to mówi mój kolega, którego pozwolę sobie zacytować - “gołej dupy z batem”, w postaci Leverksuen. A w sumie to jestem na świeżo po kolejnym blamażu, tym razem z Lazio. Teraz sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Także nie sposób nie dostrzegać tego w jakim kierunku zmierza drużyna. Nie zagłębiając się już w konkretne niuanse i szczegóły natury strategiczno-taktycznej, wiele rzeczy widać jak na dłoni. Brak rozwoju czy wręcz regres zawodników. Żadnych “znaków firmowych”, wypracowanych automatyzmów, wyuczonych schematów czy konkretnej taktyki. Oraz przede wszystkim bardzo widoczny brak ducha zespołu, chęci pójścia za sobą nawzajem i trenerem w ogień. Zespół wygląda i gra jakby miał doczepiony przysłowiowy wóz z węglem - bez polotu, lekkości i mocy.

Jak na razie dotychczasowy bilans z obecnych rozgrywek nie przynosi wielkiej chluby byłemu trenerowi Chelsea, PSG czy Borussii Dortmund, ale też nie można mówić o jakimś dramacie. Wygląda on tak:

31 meczów - 22 wygrane, 3 remisy oraz 6 porażek

Jednak sam fakt, że na obecną chwilę Tuchel ma najgorszą średnią zdobywanych punktów na mecz (2,07 pkt) ze wszystkich trenerów Bayernu od czasów Louisa van Gaala (2,03 pkt w latach 2009-2011). Gorszą chociażby od Felixa Magatha (2,13 pkt w latach 2004-2007). Niezbyt dobrze świadczy o efektach jego pobytu w Monachium. Ci szkoleniowcy trenowali Bayern ponad dobrą dekadę temu.

Na jego statystyki, pozytywnie nie wpływa również fakt, iż mimo stosunkowo najkrótszego stażu w porównaniu do poprzedników po Guardioli, ma na swoim koncie już najwięcej porażek, bo aż 10. Chciałbym mu chociaż ulżyć, pisząc, że ma przynajmniej najmniejszą liczbę remisów bo ledwo 5, jednak nie. Przebił go podczas swojego awaryjnego powrotu (2017-2018) Don Jupp mając ich zaledwie 4. Nie wspominając (albo i tak) o wyższej liczbie zwycięstw (32) i mniejszej porażek (5) przy krótszym, bo ledwo ośmiomiesięcznym okresie urzędowania. A i niezbyt przyjemnie wspominany trener Kovac, Ancelotti czy zastąpiony przezeń Nagelsmann zajmują w tym rankingu wyższe miejsca i punktowali zdecydowanie lepiej niż obecny trener Bawarczyków. Biorąc pod uwagę wszystkich dotychczasowych opiekunów bawarskiej drużyny, Thomas Tuchel zajmuje dopiero 12 miejsce w tej klasyfikacji. Ex aequo ze śp. Beckenbauerem oraz takimi legendami jak Hitzfeld czy Trapattoni. Grono zacne, ale Tuchel zdecydowanie do niego nie pasuje. I choć swoje miejsce być może zdoła jeszcze poprawić, to raczej nie ma już co liczyć, że zapisze się on złotymi zgłoskami w annałach historii rekordowego mistrza Niemiec.

W każdym razie już na „dzień dobry” nowego sezonu musieliśmy przełknąć gorzką pigułkę w postaci blamażu z Lipskiem w Superpucharze. Remis z Leverkusen należy traktować z dużą dozą szacunku, choć nie byliśmy gorszą stroną, tak samo jak w ligowym meczu z Lipskiem. Potem nastąpiła kolejna katastrofa w DFB Pokal, tym razem z „potężnym”, trzecioligowym zespołem z Saarbruecken. Następnie remis z najgorszą (na papierze) drużyną w grupie Ligi Mistrzów i zatrzymanie bicia rekordu zwycięstw budowanego od czasów Flicka. Potem WIELKA kompromitacja w ligowym pojedynku z Frankfurtem. A całkiem niedawno również wpadka przed własną publicznością z Werderem, gdzie ostatnio taka sytuacja miała miejsce w 2008 roku. I wspomniane już wyżej ostatnie porażki z Leverkusen i Lazio. To wszystko było rzecz jasna przeplatane większością zwycięstw. Jednak chyba nie znajdzie się wielu fanów Bayernu, którym styl i jakość gry pod wodzą obecnego trenera przypadła jakkolwiek do gustu. Mało tego. Duża część z tych wygranych pojedynków została po prostu przepchnięta poprzez indywidualne przebłyski takich graczy jak Kane, Sane czy Musiala. Męczarnie w dwumeczu Ligi Mistrzów z fatalnym już od wielu lat Manchesterem United czy gorszym kadrowo (choć nie wolicjonalnie) Galatasaray i Kopenhagą.

Jedyne co jak na razie można w pełni oddać trenerowi to dwa ligowe zwycięstwa (w końcu!) przeciwko Moenchengladbach. Gdzie ostatnio taka sytuacja miała miejsce w sezonie 2016-2017. Trzeba mu także zaliczyć kolejne upokorzenie BVB (0:4), czy pokazanie dotychczas świetnie radzącemu sobie Stuttgartowi (3:0) miejsce w szeregu. I w sumie to tyle z wartych odnotowania rezultatów. Nie licząc pogromów słabiutkiego przyjaciela z Bochum (7:0) i jeszcze gorszego beniaminka z Darmstadt (8:0).

Tak naprawdę na trzech palcach możnaby zliczyć rzeczywiście bardzo dobre spotkania pod wodzą obecnego trenera, z których to po ostatnim gwizdku fan Bawarczyków mógłby być dumny i mieć nadzieję na to, że w końcu „ruszyła maszyna”. Bo o powrocie słynnego „bawarskiego walca” chyba nikt o zdrowych zmysłach aktualnie nie myśli.

Niestety takie pojedyncze zrywy przypominają trochę podrygi wielkiej ryby, która została wyrzucona przez wodę na plażę i wszystkimi siłami próbuje dostać się znowu do akwenu. A przy tym starać się kurczowo łapać oddech. Sęk w tym, że Bayern to rekin, którego wszyscy powinni się bać. Monstrum, które przyzwyczaiło publiczność do tego, że daje „krwawe” widowisko, pożerając każdego kto mu stanie na drodze. Niestety za czasów Thomasa Tuchela ten żarłacz stracił sporo zębów. Przez to nie stanowi już takiego zagrożenia, ani nie budzi postrachu jak to zwykle miało miejsce. I choć jak powszechnie wiadomo zęby odrastają rekinom całe życie, tak wydaje się, że za kadencji tego trenera nie odrośnie już nawet ani jeden mleczak…

Tak a propos zębów, to działacze Gwiazdy Południa mają obecnie niełatwy orzech do zgryzienia. Bowiem na szali stoi wiarygodność słów szefostwa i renoma klubu, który ostatnimi czasy zaczął wymieniać trenerów jak rękawiczki. Z drugiej zaś strony znajdują się cele klubowe, które są bezpośrednio powiązane z finansami. Bayern nie może pozwolić sobie na opadnięcie na tym etapie rozgrywek europejskich. Od czasów trypletu zdobytego w sezonie 2019/2020, Monachijczycy nie przebrnęli dalej niż ćwierćfinał. Tracąc przy tym wiele potencjalnych milionów za awans i dobre rezultaty. To samo dotyczy Pucharu Niemiec, którego do stolicy Bawarii nie przywieziono od 4 lat. A co za tym idzie - wysokich gratyfikacji wynikających z długiego udziału w turnieju i ewentualnego zwycięstwa.

Kibice Bundesligi protestują na trybunach przeciwko sprzedaży części przyszłych praw telewizyjnych. Jednak żadnemu klubowi (poza szejkowymi) fundusze jak manna z nieba nie spadną. Generują je zwycięstwa i sukcesy. A w tym momencie są one w Monachium wysoce zagrożone.

Nikt nie może zagwarantować odniesienia sukcesów pod wodzą Tuchela, ale bez niego również. Tak samo jak nie jest powiedziane, że obecny szkoleniowiec przy dużej dozie szczęścia i odwróceniu swojej “pechowej” karty nie zdoła niczego wygrać.

Zarząd Bawarczyków stoi teraz przed dylematem moralnym i wyborem podjęcia wysokiego ryzyka. Pytanie, która ścieżka okaże się trafna? A która wywiezie klub na manowce lub kolejnego trenera na taczce?

Alfik91 aka AllFick

Źródło: Własne
Alfik91

Komentarze

Trwa wczytywanie komentarzy...