DieRoten.pl
Reklama

Paweł Wilkowicz: Bayern zawsze pożerał trenerów

fot.
Reklama

Serdecznie zapraszamy wszystkich naszych użytkowników do przeczytania kolejnego już wywiadu z doskonale znanym nam dziennikarzem sportowym − Pawłem Wilkowiczem.

W Bayernie nie dzieje się za dobrze − świadczyć mogą o tym nie tylko kiepskie wyniki i równie słaba gra monachijczyków, ale przede wszystkim wyciekające do świata mediów informacje z szatni klubowej.

Jeśli skumulujemy wszystkie doniesienia z ostatnich tygodni, to mówiąc szczerze nie wygląda to zbyt ciekawie. Bayern znajduje się w kryzysie i co rusz zalicza kompromitujące wpadki. Ponadto trener Niko Kovac zdaje się stąpać po cienkim lodzie i niewykluczone, że dzisiejszy pojedynek z Benfiką może być jego ostatnim jako opiekun FCB.

Mając na uwadze osobę chorwackiego szkoleniowca oraz piętrzące się problemy "Gwiazdy Południa" postanowiliśmy porozmawiać o tym wszystkim z doskonale nam znanym i cenionym w Polsce dziennikarzem sportowym − Pawłem Wilkowiczem − który na co dzień piastuje funkcję redaktora naczelnego serwisu "Sport.pl". Serdecznie zapraszamy Was do lektury! Zaczynajmy więc.

Gabriel Stach: Z tej mąki będzie jeszcze w Bayernie chleb?
Paweł Wilkowicz:
Nie wiem, czy w Niko Kovacu jest jeszcze wiara, że chleb będzie. Na razie mamy tylko igrzyska, te medialne. Ta słynna konferencja Uliego Hoenessa, Karla-Heinza Rummenigge i Hasana Salihamidzicia miała być ostrzeżeniem dla mediów, by te nie pozwalały sobie na zbyt wiele, a naraziła tylko Bayern na śmieszność. Informacje jak wypływały z szatni, tak wypływają nadal. Tuż po zajęciach w klubie, jak było choćby teraz, przed meczem z Benficą, gdy Bild napisał o kolejnej pogadance Kovaca z piłkarzami. Wszystko to bije w autorytet trenera. Ale też nie czarujmy się: Bayern zawsze był potworem pożerającym trenerów. Zjadł i wypluł Juergena Klinsmanna, niszcząc jego trenerską reputację chyba bezpowrotnie. Mocno poturbował samego Carlo Ancelottiego. A Niko Kovac przychodząc do Bayernu nie miał nawet takiego kredytu zaufania jak Klinsmann, o Ancelottim nawet nie wspominając. I wiedział, na co się pisze.

Rummenigge i Hoeness długo bronili Kovaca.  Pana zdaniem rzeczywiście widzieli w nim trenera na lata, czy po prostu nie chcieli przyznać się do błędu?
Myślę, że obie wersje są w jakiejś części prawdziwe. Wszyscy liczyli się z tym, że to będzie dla Bayernu sezon przejściowy, pierwszy od dawna bez wielkich pohukiwań, że teraz to już na pewno musimy wygrać Ligę Mistrzów. Od początku było dużo znaków zapytania. Bayern głośno mówił tylko o tym, czego robić nie będzie - nie będzie wydawać wielkich pieniędzy aż do lata 2019. Nie było natomiast głośnych deklaracji: w co mierzymy? Po porażce z Borussią Dortmund Uli Hoeness powiedział: my się liczyliśmy z tym, że mistrzowska seria musi się wreszcie skończyć. I potrafimy z tym żyć, nie jesteśmy tacy aroganccy, jak wam się wydaje. I jeśli w tym momencie Uli Hoeness był szczery, to możemy założyć, że Niko Kovac był dla szefów taką samą niewiadomą jak cały sezon. Wypełnili po prostu kupon na loterii: może się uda, a może się nie uda. Jeśli Kovac sobie poradzi, to damy mu w 2019 dobry budżet na przebudowę i niech zostanie z nami na lata. A jeśli nie, to trudno. Co więcej, po pierwszych kolejkach wydawało się, że oni w tej loterii trafili jackpot. Kovac wygrywał wszystkie mecze, sprawdzały się niemal wszystkie jego pomysły, nawet tak szalone jak powierzenie ważnej roli Renato Sanchesowi. Robert Lewandowski był diablo skuteczny, rywale tak się Bayernu bali, że przegrywali jeszcze w szatni. Tylko kolejne kontuzje psuły humor. Ale i tak ogłaszano Bayern mistrzem, który skończy sezon bez porażki. Mało tego, Kovac jednak potrafił się uratować, gdy pierwszy raz zebrały się nad nim czarne chmury. Po fatalnym przełomie września i października Bayern po przerwie na termin FIFA wrócił do zwyciężania. Może rywale nie byli mocni, ale trzeba było grać często i na wyjeździe. Wydawało się, że wraca spokój. I wtedy znów wszystko się posypało. We wrześniu – od gola w ostatnich minutach, który zabrał zwycięstwo u siebie z Augsburgiem. W listopadzie – od gola w ostatnich minutach, który zabrał zwycięstwo u siebie z Freiburgiem. Bayern Kovaca ma szklaną szczękę. Trafisz dobrze, i leży. Choćby nie wiem jaką przewagę punktową wyboksował, zawsze się na moment odsłania tak, że po ciosie nie ma co zbierać. 

Co jest największą bolączką, słabością Kovaca oraz jego najmocniejszą stroną?
Myślę, że jego najmocniejszą stroną jest to, jakim jest człowiekiem: otwartym, autentycznym, media go przecież lubią, nawet jeśli go nie cenią. I piłkarze, mam wrażenie, też go lubią. Tylko go nie cenią. Dali mu kredyt zaufania, czekali aż ich przekona, że ma pomysł na urozmaicenie ataku. A on może i ma pomysł, długie fragmenty meczu z Borussią Dortmund były na to dowodem. Ale żadnego projektu w Bayernie nie dokańcza. Trochę dobrej gry – przestój. Odrodzenie Renato Sanchesa – na krótko. I tak dalej. A z drugiej strony: ma starzejącą się, sytą kadrę, w niej pełno kontuzji. Kingsley Coman świetnie wszedł w sezon – kontuzja. Thiago Alcantara był najlepszym piłkarzem pierwszych kolejek – kontuzja. Tolisso miał pokazać, że potrafi rządzić w Bayernie – kontuzja. Kołdra zrobiła się bardzo krótka. Jeśli już piłkarze Bayernu z nadzieją wypatrują jesienią Alphonso Daviesa, bo słyszeli że „ten młodziak ma coś w sobie” - a słyszałem takie głosy - to oczywiście znakomicie świadczy o Daviesie, ale trochę gorzej o obecnej głębi kadrowej Bayernu, zwłaszcza w ofensywie.

Kovac odzyska jeszcze zaufanie szatni? Czy tak naprawdę nigdy go nie stracił?
To zawsze było zaufanie warunkowe: lubimy cię, ale to nie jest Eintracht, pokaż nam, że masz pomysł na nasz atak. Z czasem sprawy się skomplikowały, i ja już przyznam, że nie wiem w co Kovac jest dobry. Miał być dobry w układanie obrony. Ale to nie jest Bayern dobry w obronie. Miał być dobry w rozmowy z piłkarzami. Ale James mu odpłynął, zdaje się, bezpowrotnie. Jerome Boateng, piłkarz bardzo kruchy psychicznie, co nam czasem umyka, bo dajemy się zmylić jego posturze i stylowi bycia, też jakoś się specjalnie nie może u niego podbudować. Może to jednak nie jest trener dla wielkich ego.

Co jest głównym problemem Bayernu? Trener, zawodnicy czy też zarząd i brak transferów?
Niedawno w „Sueddeutsche Zeitung” był artykuł o tytule, opisującym wszystkie problemy Bayernu w trzech słowach: „Wer san Mia?”. Czy szefowie Bayernu wiedzą, czym dziś ma być ten klub? Jaką Bayern ma być drużyną: z globalnych wizji Rummeniggego, czy ze swojskich Hoenessa? Ma mieć niedługo twarz Kahna? A dlaczego? Nie wiadomo. A połączyć to wszystko trudno. Bayern powinien się dziś położyć na kozetkę do psychoanalityka, a nie podejmować strategiczne decyzje. I to nie jest też żaden powód do wstydu, to się zdarza wielkim klubom, takie kryzysy egzystencjalne. Przecież Real Madryt ma coś podobnego. Po kilku latach dominacji w Europie dziś nie wie, co dalej robić. Bayern po kilku latach dominacji w lidze też nie wie, co robić. I Bayern i Real wyrzekły się w pewnym momencie spektakularnych transferów. I Bayern i Real przeżyły bolesne trenerskie odmowy: w Realu nie chciał już dłużej zostać Zidane, w Bayernie nie dał się przekonać Heynckes. Ich następcami zostali trenerzy, którzy nie byli pierwszym wyborem. Obie drużyny były przez kilka lat zakonserwowane wygrywaniem – Pucharów Europy w przypadku Realu, dominacją w Bundeslidze i abonamentem (bo to był niemal abonament) na półfinał LM w przypadku Bayernu. W takich warunkach kiepsko się przebudowuje drużyny, zwłaszcza jeśli ich szefowie z góry założyli, że będą tylko cyzelować kadrę, a nie przebudowywać dużymi transakcjami. I przyszedł moment, że to się wszystko wypaliło i trzeba szukać nowej formuły. A czy władze mają na nią pomysł? Pan pytał, czy Kovac mógł być dla Hoenessa i Rummeniggego trenerem na lata. Ale czy oni cokolwiek teraz robią na lata? Przypomniał mi się ostatnio Bayern Louisa van Gaala sprzed 9 lat. Też z listopada, gdy był na dopiero ósmym miejscu w Bundeslidze, mógł nie wyjść z grupy w Lidze Mistrzów, trener toczył wojny z Lucą Tonim i ściągał spodnie w szatni, żeby pokazać piłkarzom, co to znaczy mieć jaja. Van Gaal dostał wtedy ultimatum – do Bożego Narodzenia Bayern ma złapać rytm. A Philipp Lahm dostał rekordową karę w historii klubu za wywiad w „Sueddeutsche Zeitung”, w którym zadał innymi słowami to pytanie o którym już mówiliśmy: Wer san Mia? Kim my mamy być, jak mamy grać, jaka jest koncepcja. Dlaczego zatrudniliście tu Klinsmanna? Przebudował nam ośrodek, robił naszym żonom kursy gotowania, postawił posągi Buddy w ośrodku, ale o taktyce nie miał nam nic do powiedzenia. A teraz ściągnęliście van Gaala, żeby po nim posprzątał, i ile mu dacie czasu? Jak wiemy, z tego wielkiego kryzysu urodziła się wielka drużyna, którą tylko przegrany finał Ligi Mistrzów dzielił od potrójnej korony. Ale przecież już wtedy ta drużyna była uzależniona od tego, czy Robben i Ribbery są obaj zdrowi. Czy od tego czasu urodziło się na skrzydłach Bayernu coś lepszego od tej pary? Nie zauważyłem. Czy Kovac ma szansę zmienić sposób gry Bayernu, tak jak to umiał robić w kolejnych drużynach van Gaal? Na razie nie mamy na to dowodów. Czy kibic śledzący Bayern od lat rozumie, dlaczego Robben i Ribery dostali kolejne kontrakty? Czy rozumie hierarchię w drużynie? To są podobne problemy do tych, które dotknęły niemiecką kadrę. Czy tu się gra za zasługi, czy za formę i pracę na treningach? A pytania zaczynają się już od obsady bramki.

Jaką przyszłość wróży Pan Kovacowi? Gdyby jednak został zwolniony, to kogo widziałby Pan na jego miejsce w Monachium?
Kovac od teraz nie ma już nic do stracenia. Może nawet ma teraz najlepszy moment, żeby ciąć ostro, bo i kibice są swoimi piłkarzami zniecierpliwieni. Jeśli dotrwa do tego momentu, gdy wrócą najważniejsi kontuzjowani, może z tej próby sił wyjść zwycięsko. A bardziej obity niż teraz już nie będzie. Bayern zawodzi, Eintracht bez niego radzi sobie świetnie – co tu jeszcze może pójść gorzej. Tyle, że nawet jeśli postawi Bayern na nogi, to potrzebuje jeszcze kryzysu Borussii. Minus dziewięć to już jest bardzo dużo. Nawet van Gaal miał w tym wspomnianym listopadzie 2009 mniejszą stratę. A kto po Kovacu, jeśli już się nie podniesie? Chętnie bym zobaczył powrót Arsene’a Wengera. Nawet jeśli to są tylko bajki, to całkiem ładne.

 

Z Pawłem Wilkowiczem rozmawiał Gabriel Stach.

Wielkie podziękowania dla Julii Kramek, która specjalnie dla nas podjęła się zadania korekty tekstu. Dziękujemy Julka!

Źródło: Własne
GabrielStach

Komentarze

Trwa wczytywanie komentarzy...