DieRoten.pl
Reklama

Stereotypowo o kibicach

fot. Ł. Skwiot (wszystkie prawa zastrz.)
Reklama

 

Stereotypowo o kibicach

 

Zastanawialiście się kiedyś, czy faktycznie istnieje coś takiego, jak obraz stereotypowego kibica danego klubu? Każdy z nas, fanów piłki kopanej, swego czasu wybrał swoją ulubioną drużynę. W przypadku obecnych na tej stronie (z wyjątkiem bywających tu incydentalnie kibiców innych drużyn) był to Bayern. I od jakiegoś czasu „trwamy” w tym wyborze, utożsamiamy się z klubem, jego stylem gry i filozofią budowy zespołu. W odniesieniu do kibiców innych drużyn jest oczywiście dokładnie tak samo. To, jakiego klubu jest się kibicem, w znacznej mierze determinuje poglądy na szeroko pojęty świat futbolu. Stare porzekadło głosi, że jak nas widzą, tak nas piszą. To prawda – kibice innych zespołów mają o nas swoje zdanie. Podobnie jak i my o nich.

Od razu zastrzegam - zbyt poważne podejście do artykułu wybitnie niewskazane :-) Jako że jest to mój niejako „debiut literacki” – liczę na konstruktywną krytykę.

Arsenal – piękni marzyciele

Nie wygrali niczego od dawien dawna, ich kibice żyją marzeniami. Zawsze winna jest ich defensywa, która gdyby tylko czegoś nie spieprzyła, to Arsenal byłby w czubie – i w Anglii i w Europie. Bo przecież atakować potrafią. Liczy się dla nich piękno gry i ofensywa. Defensywną grę uznają za „niegodną” swojego zespołu. Nienawidzą Chelsea. Po kolejnej przegranej ważnej batalii obiecują sobie, że: „po tym sezonie zarząd już na pewno kogoś ściągnie” i powalczą o tytuł (y). Częsta wymówka: gdybyśmy nie byli w BPL, a grali w Hiszpanii, Niemczech, czy we Włoszech, bylibyśmy regularnie mistrzami. Niestety, nie byliby. Do półfinalistów zeszłorocznej edycji CL brakuje im bardzo wiele, a zdaje się, że defensywny i doskonale zorganizowany  Juventus jest także o krok przed nimi. I jeszcze jedna uwaga – zawsze gardzili wielkimi transferami jako także „niegodnymi” ich zespołu. Po przyjściu Oezila wyraźnie im się odmieniło. Ale i tak lepiej kupować młodych zawodników, szlifować ich talenty i sprawiać, że będą pięknie rozkwitać. Tyle tylko, że gdy ich kwiaty już rozkwitną, to szybko opuszczają ziemię, która je zrodziła. Smutne, ale prawdziwe. I marzenia tu nie pomogą.

Barcelona – piękni zwycięzcy (nawet gdy przegrywają)

Zasadniczo bardzo zbliżony typ do kibiców Arsenalu – tyle tylko, że ich klub regularnie wygrywa. Również gardzą grą defensywną. Gdy przegrywają, to albo przez koszmarnego Valdeza / zajętego romansem z Shakirą Pique, albo dlatego, że przeciwnik nie chciał grać z nimi w piłkę - a przecież każdy widział, że byli lepsi, wymienili więcej podań i dłużej utrzymywali się przy futbolówce. Żaden fan Barcelony nie jest kibicem od mniej niż 5 lat – wszyscy miłością do katalońskiego kolosa zapałali co najmniej od czasów Ronaldo, czy Kluiverta. To nieważne, że części z nich nie było jeszcze wtedy na świecie. Obsesyjni fani umiejętności technicznych, kreatywności i „wizji gry”. Kto jej nie ma, ten nie powinien dostąpić zaszczytu gry w „więcej niż klubie”. Nienawidzą Realu Madryt i nażelowanej „Krystyny”. Klubowi ze stolicy Hiszpanii zawsze pomagają sędziowie. O tym, że częstokroć rozjemcy dają się nabrać na teatralne upadki wirtuozów z Camp Nou już nie wspominają. No ale w końcu artystom wolno więcej niż zwykłym śmiertelnikom.

Chelsea – cel uświęca środki

Mają wygrać. Nieważne jak. Mogą bronić się przez 90 minut, dostać 10 żółtych kartek, trzy czerwone i oddać jeden celny strzał na bramkę – liczy się tylko zwycięstwo. Uwielbiają walkę i dojrzałych, atletycznych zawodników. Bo przecież tylko tacy mają rację bytu w „najsilniejszej lidze świata”. Gardzą Arsenalem jako podrzędnym klubem młodzików, który na poważnym poziomie niczego nie wygra. Opanowali do perfekcji bronienie w argumentacji słownej z fanami innych drużyn taktyki pt.: „Autobus i długa piła do przodu”. Ich piłkarze mogą do woli kopać przeciwników i faulować – byleby tylko taka taktyka była skuteczna. Można nawet zrozumieć, gdy niebieski gracz skopie chłopca do podawania piłek – jeśli Chelsea wygra taki mecz, to wszystko będzie w porządku. Mają charyzmatycznego wodza. Jeśli Mou powie, że białe jest czarne, a czarne jest białe, to rzeczywiście tak jest. Nienawidzą hiszpańskiej piłki. W BPL Messi i spółka by nie zaistnieli, bo dostaliby trzy kosy i zostali zniesieni z płaczem z boiska. Kluczem do sukcesu jest silna defensywa i kontrataki. Piłkarze poniżej 1,80 m i o mniejszym bicu niż 2/3 bica Pudziana wstępu nie mają. Regularnie oszukują ich sędziowie. Tak to zdobyliby już co najmniej trzy Puchary Europy. Nie są kibicami sukcesu, każdy z nich kibicuje Chelsea od dawien dawna. Każdy zna też Zolę z dawnych piłkarzy. Większość nikogo więcej.

Real Madryt – jesteśmy najlepsi, najwięksi, najpotężniejsi

Mają najmocniejszy skład. Zawsze. Mieli 50 lat temu, dekadę temu, 3 lat temu, mają i teraz. W przyszłości też będą mieli, niezależnie od tego, kto będzie grał u konkurencji. I tym razem już na pewno La decima stanie się faktem. Fani Realu dziwnym trafem zdają się jednak zapominać, że w ciągu ostatniej dekady wygrali dwumecz aż z jednym (!) mocnym przeciwnikiem – MU na przełomie lutego i marca tego roku (gwoli ścisłości - po wielce kontrowersyjnej czerwonej kartce dla Naniego). Fatum 1/8 CL i odpadanie z przeciwnikami pokroju Romy, czy Lyonu to epizod, który odcinają grubą kreską. Ostatnie trzy lata to trzy półfinały. Tam odpadali w swoim mniemaniu pechowo – a że Barca, Bayern i BVB były w dwumeczach drużynami zdecydowanie lepszymi, tego również nie zauważają. W tym roku muszą wygrać CL. To ich obsesja. W każdym meczu są faworytem, każdego rozniosą 3:0 albo i wyżej. Z jednym wyjątkiem – Bayern to ich la bestia negra, tego zespołu lepiej unikać. Ale i tak są mocniejsi. Więc i tak rozniosą Bayern 3:0. Ale najlepiej dopiero w finale. Jeśli już mają z kimś przegrać, to niech przegra i Barcelona. Obojętnie z kim, byleby wysoko. Będzie można powyzywać mikrusów z Katalonii. I nawrzucać im, że symulują. Madrycka biel takim niegodnym najpotężniejszego klubu świata podrzędnym teatrem się nie zhańbi. Woli popisy Pepe.

… i wreszcie my, czyli... Bayern Monachium – ideał klubu to my

Jesteśmy idealni. Goguś z Kaczora Donalda, czy Laluś ze Smerfów są przy nas nikim. Poziom sportowy? Najwyższy możliwy. Zarządzanie? Level ponadgalaktyczny. Finanse? To ktoś zarabia w ogóle więcej od nas? Jesteśmy jedynym tak elastycznym klubem - jeśli tego wymaga sytuacja, to zagramy defensywnie – ale nie w wersji sequela Chelsea. A tak to ofensywa i atakujemy. Wszak awersji do jednej, czy drugiej taktyki nie mamy. Gramy zarówno środkiem, jak i skrzydłami. Cudnie. Tylko przy tej naszej wszelakiej wszechzajefajności nie zapomnijmy, że inne kluby na świecie też istnieją. Jak Borussia dwa razy z rzędu utarła nam nosa, to wyzywaliśmy ją od prowincjonalnych klubików niezdolnych rywalizować na arenie międzynarodowej. To jak na złość nam rok później dotarli aż do finału CL - w którym gdyby nie pobłażliwy arbiter, to po faulu Dante moglibyśmy się znaleźć w sytuacji nader nieciekawej. Gdy przychodzą u nas dwa słabsze mecze (co nie ma prawa nastąpić, w końcu jesteśmy idealni), to na forum pojawia się gigantyczny ryk i lament, żeby: a) zwolnić trenera (ktokolwiek by nim był); b) wymienić pół składu (w dowolnej konfiguracji, nie do ruszenia są tylko Neuer, Lahm i Ribery). Lubimy swoją rolę „ideału”, wręcz nią emanujemy. Podkreślamy rolę znakomitej organizacji i stabilnych finansów w tworzeniu klubu. Szejków i oligarchów powinno się przepędzić, gdzie pieprz rośnie. Wtedy to już w ogóle byśmy dzielili i rządzili. Polska piłka to patologia do kwadratu, korupcja, dno i metr mułu. My jesteśmy zupełnie inni. Między innymi dlatego nie lubimy Roberta Lewandowskiego – ktoś, kto wychował się w tak kalekim piłkarsko i organizacyjnie kraju nie jest godzien, by przekroczyć arystokratyczne monachijskie progi. To że przekraczali je podpalający własny dom Breno, jeżdżący po pijaku Pizarro (recydywista w tym zakresie - żeby było ciekawiej), czy robiący dziecko dziewczynie kolegi z zespołu Ballack nie ma znaczenia – w końcu jesteśmy FC Hollywood i podobnie jak Blaugranie wolno nam więcej.

 

Zgadzacie się?

Źródło:
szajbi

Komentarze

Trwa wczytywanie komentarzy...