DieRoten.pl
Reklama

Rewolucja? Nie, dziękuję

fot.
Reklama

Droga do chwały wiedzie przez Madryt, Bayern czeka rewolucja i miną długie lata zanim niemiecki gigant znów pozbiera się do kupy. Taka była narracja w polskich mediach sportowych po porażkach z Realem i Borussią.

Wpis gościnny

Jeśli „Lewy” chce wejść na szczyt to koniecznie musi przejść do „Królewskich”, w Bayernie już nic nie ugra, toć ten czeka gruntowna przebudowa i nie wiadomo, jakie będą jej skutki. Czy aby na pewno?

Hiszpania to teraz zdecydowanie stolica europejskiej piłki, więc nie mogą dziwić głosy, że to właśnie stamtąd najbliżej do piłkarskiego nieba. Że dla każdego piłkarza gra w którymś z hiszpańskich wielkich klubów jest spełnieniem marzeń i kolejnym, milowym krokiem w karierze. Tak przecież było w przypadku Cristiano Ronaldo, Garetha Bale’a czy Luisa Suareza, którzy byli wielcy w swoich poprzednich klubach, ale dopiero na Półwyspie Iberyjskim ich gwiazdy rozbłysły i mogli poczuć się piłkarzami kompletnymi. Zdecydowanie coś w tym jest.

Szczytowanie tylko w Madrycie

To zrozumiałe, że dla polskich kibiców sprawa sukcesów Roberta Lewandowskiego jest rzeczą absolutnie priorytetową i wszyscy chcą, aby nasz zawodnik rozwijał się jak najlepiej, osiągał największe sukcesy i był stawiany w jednym rzędzie z bogami tego sportu. Myślę jednak, że kultywowanie legendy o Realu, o Gran Derbi (byłby pierwszym Polakiem w tym słynnym meczu), o triumfie w Champions League jest trochę na wyrost z jednej bardzo prostej przyczyny. Wszyscy zapominamy, że futbol jest obecnie zdominowany przez dwa nazwiska, które zmieniają optykę patrzenia na inne gwiazdy. Leo i Cristiano to już w tym momencie żywe legendy, piłkarze, którzy przychodzą na świat raz na kilka (kilkanaście?) lat. Jeden rządzi w Katalonii, drugi w Madrycie. Wszystko i wszyscy są im bezwzględnie podporządkowani. Dzielą świat piłki na pół, między sobą. Światu to odpowiada, bo od zawsze chwytliwa była walka dwóch herosów. Problem jest taki, że ludzie uznali, że nie ma życia poza Realem czy Barcą. Tego prawdziwego, piłkarskiego życia. Kiedy któryś z tych zespołów „zagnie parol” na jakiegoś zawodnika, to już nie ma bata, on musi tam grać. Żeby tylko teraz wspomnieć rozpoczynające się sagi z De Geą i Hazardem, których już teraz ubiera się w trykoty „Królewskich”. No właśnie, musi? Bayern, nie sprzedając „Lewego” do Madrytu pokazał, że nie musi. I pozostaje chyba ostatnim bastionem, który jest w stanie się przeciwstawić temu zjawisku. Po porażce w ćwierćfinale Ligi Mistrzów (już w ćwierćfinale!) temat przenosin Polaka do zespołu ze stolicy Hiszpanii znów odżył. W końcu media muszą z czegoś żyć, nie?

Nadludzie

Ludzie nie rozumieją, że Messi i Ronaldo to zjawiska. Że to ludzie absolutnie wyjątkowi i nie do porównywania z całą resztą. Nie rozumieją też, że jeden ma 32 lata, a drugi 30. Że absolutnie topowego poziomu można się po nich spodziewać jeszcze… no właśnie, ile? Ronaldo bazuje na swojej sile fizycznej i motoryce, ciągle jest wielki, ale nawet on czasu nie zatrzyma. Drugi już teraz zaczyna być ustawiany za napastnikami, bo nie zawsze chce mu się biegać. Wiem, że to dla niektórych trudne do zaakceptowania, ale oni niedługo przestaną rządzić, zaczną oddawać pole innym. I wtedy znów wszystko zacznie wracać do normy… Hat-trick znów będzie wyczynem, a nie obowiązkiem, zdobycie 30 goli w sezonie traktowane będzie jak ogromne osiągnięcie, a pojedynczy piłkarz nie zdobędzie więcej goli niż reszta drużyny razem wzięta. Hiszpania przestanie być magiczna, a Złota Piłka trafi w inne ręce od czasów Kaki. Tak, były takie czasy... Szacunek tej dwójce należy się z urzędu, to nie ulega wątpliwości. Nie ulega też jednak wątpliwości, że w każdej sytuacji należy zachować umiar i zdrowy rozsądek. Ot, taki okres mieliśmy w piłce, okres rządów tej dwójki, który nieuchronnie zbliża się do końca. Pewnie i Real i Barca będą chciały czym prędzej ich jakoś zastąpić, ale do dyspozycji będą mieli tylko zwykłych piłkarzy. A wtedy szanse mocno się wyrównają. A gdzieś tam w Niemczech będzie zespół, w którym grać będzie najlepszy środkowy napastnik w Europie. To jest kapitał, na którym można budować. A i droga na szczyt wydawać się będzie krótsza.

Rewolucja? Chyba w Milanie

Tak będzie, jeśli oczywiście cała ta kadrowa rewolucja, którą wieszczą w Polsce przyniesie oczekiwane skutki. Słowem kluczowym wydaje się tu oczywiście rewolucja, która mi osobiście jawi się jako wymiana połowy drużyny, tworzenie nowego kręgosłupa zespołu oraz naturalnie wymiana sztabu szkoleniowego. Szczerze? No coś mnie się nie wydaje, żebyśmy z czymś takim mieli do czynienia w Monachium. Dlaczego? Kurczę, bo niby po co? Patrzę na skład monachijczyków i co widzę? Świetny zespół. Świetny i konkurencyjny. I mimo, że w tym roku Bayern odpadł z Ligi Mistrzów już na etapie ćwierćfinału, to uważam, że w porównaniu z poprzednimi trzema „outami” z hiszpańskimi zespołami ten był najbardziej optymistyczny (jeśli można tak to w ogóle rozpatrywać). Bo co się okazało? Że ten stary Bayern (często wspomina się ten fakt) umiał się postawić i zagrać w Madrycie wielki mecz. Ciężko się podźwignąć w pucharach po porażce u siebie w pierwszym spotkaniu, ciężko, szczególnie jeśli rewanż gra się na Bernabeu. Ale nie było tak źle, zabrakło naprawdę niewiele.

Wyrwa po kapitanie

Z drużyny, która pokazała wielkie...wielki charakter odejdzie kapitan i rozgrywający. To duża wyrwa, bez dwóch zdań. Szczególnie jeśli twój kapitan był najlepszym zawodnikiem na swojej pozycji od kilku ładnych lat. Ale przecież z drugiej strony, to w futbolu normalne, że ludzie odchodzą. Radził sobie Bayern z odejściem „Schweiniego”, radził sobie z odejściem Kahna, Lizarazu i innych symboli, poradzi sobie i bez Lahma. Będzie to trudne, ale sobie poradzi. Skąd wiem? A wiem. Trzon zespołu zostaje, piłkarze z olbrzymim doświadczeniem i charakterem będą grać dalej, więc w czym problem i skąd ta cała dyskusja o rewolucji? Tego akurat nie wiem. Lahm to piłkarz niezbędny, absolutnie. Charakter, doświadczenie, zaangażowanie, profesjonalizm. Tego nie da się zastąpić od razu, na to będzie trzeba czasu. A na boisku? Równie niezbędny. Rzucany przez Guardiolę do środka pola pozostaje jednak prawym obrońcą. Najlepszym w swoim fachu. Ale przyznać trzeba, że pośród jedenastu boiskowych pozycji prawa obrona nie zajmuje miejsca na podium w rankingu tych zdecydowanie najważniejszych. Prawego obrońcę, nawet tego najlepszego, da się zastąpić. Jest pomysł, aby w buty kapitana wszedł młody Kimmich, rzucany do tej pory po całym boisku (łącznie z pozycją numer 9). I myślę, że to dobry pomysł. Zobaczymy, jak będzie.

Rządy oceniane różnie

Alonso rządził w środku pola Bawarczyków przez ostanie lata. Jakie to były rządy? Każdy ma na ten temat swoje zdanie. W Monachium nie miał konkurentów, bo, co by się nie działo, grał w najważniejszych spotkaniach, ale już w Europie konkurenci się znajdowali, często dużo lepsi. Niestety. Szczerze? Ja nie będę płakał. Xabi Alonso to kawał światowej piłki, człowiek instytucja, profesjonalista, czysta klasa. Jasne. Ale ten Xabi z czasów Liverpoolu i Realu. Brutalna, ale prawda. Pep sprowadził go do Monachium, wmówił wszystkim, że jest niezbędny i tak zostało. Ten sezon nie był nawet najgorszy, ale czas jest bezwzględny dla każdego. Xabiego też swoim szponem musnął. Niestety. „Time to say goodbye”, tyle.

Skrzydła z brodą

Jeśli mówimy o wieku, to musimy wspomnieć o skrzydłach, prawda? Nieco już leciwych skrzydłach. Skrzydłach, które nie niosą już tak wysoko, tak szybko i pięknie jak kiedyś. Niestety. W Holendrze widzę jeszcze zawodnika na nowy sezon, natomiast Francuz może sprawić problem. Ma wielkie ego, coraz wolniejsze (i słabsze, bo ciągle kontuzjowane) nogi i ciągle niewyparzony język. Tykająca bomba w szatni. Już teraz kłóci się z Ancelottim, więc ten pewnie nie będzie chciał ryzykować kolejnych konfliktów w przyszłości. Trzeba będzie obmyślić jakiś miły sposób, żeby mu podziękować za grę, bo to, że jest legendą tego klubu nie ulega najmniejszej wątpliwości i tak go trzeba traktować. Do końca. Czyli już niedługo. Nie widzę godnych następców obu panów w szeregach obecnej kadry, więc skrzydła pozostają tematem otwartym. Szerzą się plotki, ploteczki. Najbardziej podoba mi się ta o Sanchezie. Zdecydowanie dobra opcja. I na bok i na szpicę. I piłkarz topowy. A takich piłkarzy, jeśli Bayern chce się liczyć – musi kupować. Costa i Coman? Widzieliśmy ich z Realem. Ich widzieliśmy, nie ich grę. Na ten moment nie ta liga, nie ten poziom. Choć wierzę po cichu, że może jeszcze „zatrybią”. Bardziej Coman w sumie. A propos Sancheza i jego gry na szpicy, sam przychodzi na myśl temat Lewandowskiego i jego zastępcy. Musi być w drużynie koleś, który będzie w stanie zagrać w napadzie i będzie robił coś więcej niż tylko wiatr. Muller takim piłkarzem nie jest. Niestety.

Chyba prościej kupić obrońcę?

Bok obrony, skrzydła i ktoś do przodu to nie temat na rewolucję. To taki dobry upgrade (taki upgrade kluby z Anglii robią co okienko). Przecież mamy między słupkami hegemona, a w obronie mistrzów świata i Martineza. Przyjdzie kolejny Niemiec – Suele. Powiedzmy, że nie jest źle. Pomoc pozostaje silna, trzon zostaje ten sam. Może oprócz Rudego jeszcze będzie jakiś transfer. Mocno liczę na młodego Portugalczyka. Ten rok totalnie nieudany, kolejny nie może być już gorszy. Ciągle sobie po cichu myślę, że we wspomnianym rankingu pozycji lewa obrona też nie zajmuje miejsca na podium. Ale środek pola już tak. Więc skoro jest w kadrze zawodnik, który zgłasza chęć do gry na tej pozycji to może dać mu szansę? Tym bardziej, że na tej pozycji gra w reprezentacji, ma „żelazne płuca” i jest ogólnie świetnym piłkarzem. Materiał na „wymiatacza” środka pola. Grzechem jest go marnować na boku, czy, o zgrozo, środku defensywy… Kiedy pytają mnie, co sądzę o pomocy Bayernu w składzie: Thiago, Vidal, Alaba, odpowiadam: zdecydowanie tak!

Thiago, Thiago, coś Ty zrobił?!

Popadanie w skrajności jest naszą cechą narodową. Nie może, więc dziwić fakt, że Bayern z faworyta Ligi Mistrzów i drużyny kompletnej stał się ekipą do wymiany, potrzebującą rewolucji. Cóż, niech sobie piszą. Nie wygląda to wcale tak źle. I wcale nie jest tak, że tylko La Liga gwarantuje sukces i bycie piłkarzem wielkim. Gdyby tak było, Thiago wracałby do Barcelony, a nie podpisywał nowy kontrakt z drużyną z oddziału geriatrycznego, prawda? Skoro mówi, że jego celem jest wygranie Ligi Mistrzów właśnie z Bayernem, to ja mu wierzę. Szczególnie, jeśli mówi to piłkarz, który właśnie rozgrywa sezon życia i jest na liście życzeń wszystkich potentatów. Nawet tych ze słonecznej Hiszpanii. Mógł znów być kumplem Messiego, woli podawać Polakowi. Idiota czy wizjoner?

Łukasz Kamiński

Źródło: własne
waskibayern

Komentarze

Trwa wczytywanie komentarzy...